Do Anglii wracamy wieczorem. Było cudownie, nie mam pojęcia co Harry musiał zrobić by to wszystko zorganizować.
Właśnie lądujemy. Mężczyzna każe mi spojrzeć przez małe okienko. Robię to trochę zdziwiona. Otwieram szerzej oczy gdy światła na pasie startowym tworzą literę A. Odwracam głowę i patrzę na mojego chłopaka. Całuje mój policzek, uśmiechając się zadziornie. Również się uśmiecham. Wiem że mi nie powie choć ciekawość mnie roznosi. Co wymyślił? Chyba coś miłego. Och, no nie mogę się doczekać.
- Do domu czy jedziemy na kolację? - pyta, gdy zmierzamy do jego range Rovera. Trzyma mnie za rękę, dając poczucie bezpieczeństwa.
- Do domu. Zrobię kanapki, usiądziemy przed telewizorem i oglądamy film.
- Zapraszam - otwiera drzwiczki. Zamyka je za mną, a później wkłada bagaże do auta. Chwilę później już jest w środku. Tylko rusza, a zaczyna badać. Harry jedzie naprawdę ostrożnie. - Zauważyłem, że nosisz szkła. Lepiej widzisz, tak? - pyta, ale patrzy na drogę.
- Dosyć ciężko mi bez nich. - mówię.
- Ashton do mnie dzwonił - odzywa się sucho parę minut później.
- Dawno z nim nie rozmawiałam. - mruczę do siebie. - W jakiej sprawie?
- Zaprasza nas na koncert. W sobotę. Zapewne chcesz iść. Posłuchaj, jutro będę dopiero wieczorem. Mam kontrolę w firmie twojego ojca, później przyjeżdża transport z Czech i na końcu robota w kasynie. Jeśli chcesz to po ciebie przyjadę lub umów się z moją siostrą.
- Czyli nie możesz iść? - upewniam się.
- Owszem, nie mogę - stwierdza.
- Umm.. Okay. Pomyślę.
Uśmiecha się lekko i skręca do domu. Harry zajmuje się zabezpieczeniami. Ja nie umiem zapamiętać tych wszystkich kodów. Wchodzimy do środka. Wreszcie. Rozbieram się z kurtki i grubszego swetra.
Tu naprawdę jest cholernie chłodno. O właśnie, ciekawe co ze świętami. Nie chcę powtórki. Zdecydowanie nie. Harry rozpala w kominku i po chwili jest na prawdę ciepło. Czego efektem jest to że kolacje przynoszę w samej bluzce i majtkach... A, no i grubych, kolorowych skarpetkach. Brunet lustruje mnie wzrokiem i uśmiecha się pod nosem. Sięga po pilot leżący na dębowej ławie i włącza dużą plazmę wbudowaną w ścianę. Pada na jakieś romansidło.
Siedzę z nogami na jego kolanach. Jem kolejną kanapkę, oglądając nieszczęśliwie zakochaną Nicol Kidman. Harry masuje moje stopy.
Moja ręka co chwila go karmi.
- Ale mi robisz dobrze.. - mruczę.
- Dobrze mówisz? - śmieje się.
- Tak - chichocze.
- Dobrze wiedzieć. Postaram się robić ci dobrze jak najlepiej.
Uderzam go stopą w ramię i wracam do filmu.
- Mogę mieć do ciebie prośbę kochanie? - odzywa się po chwili.
- Nom? - nie patrzę na niego.
- Jestem okropnie zazdrosny i niech on się do ciebie nie zbliża bardziej niż trzydzieści centymetrów. Dowiem się.
- Przesadzasz.
- Nie. Mogę cię oto prosić?
- Dobra. Ale przytulać go mogę.
- Nie przeginaj Tony - wraca do masowania.
- Tylko na przywitanie.
- Dobrze. - całuje moją kostkę.
- No i dobrze.
Kręci głową i podnosi się. Bierze talerze, które odnosi do kuchni gdy ja kończę oglądanie filmu.
Sprawdzam inne kanały ale nie znajduje nic ciekawego.
Rezygnuję, gdy Harry proponuje mi kąpiel. Sobota zaczyna się deszczem. Uderza o parapet i wybudza mnie ze snu. Leniwie otwieram oczy, zauważając jak Harry ubiera garnitur.
- Gdzie idziesz?
- Do pracy.
- Ale jesteś elegancki.
- Flirtujesz ze mną? - pochyla się i mnie całuje.
- Może...
- Tak z rana? No nieźle. Wiesz gdzie są moje spinki?
- Może...
- Skarbie.
- Pudełeczko na półce - pokazuje na mebel.
Jeszcze raz mnie delikatnie całuje i zabiera szukaną rzecz. Żegna się ze mną, a później wychodzi.
Zakopuje się w pościeli i jeszcze raz zasypiam. Koło południa idę do domu taty. Chce porozmawiać z Tessą i przy okazji wziąć kilka książek.
Koncert jest o dwudziestej. Ashton wysłał mi smsa. Wcześniej wolał zadzwonić do Harryego i z nim to uzgodnić. Żałuję, że go nie będzie no ale cóż. Będzie fajnie. Jadę autobusem do domu. Zdaję sobie sprawę, że warto zrobić prawko.
Będę musiała nad tym pomyśleć. Wychodzę na odpowiednim przystanku.
Tam już czeka Riley z parasolem. Skąd wiedział?
- Cześć.
- Cześć. Mogłaś zadzwonić, że chcesz przyjechać. Jestem kierowcą dziewczyno. Chodź, idziemy.
- Nie chciałam zawracać ci głowy. - otwiera mi drzwi i wchodzimy do środka.
Od progu słyszę płacz. Parę zabawek leży na kanapie. Widzę tatę. Jest w zwykłych spodniach dresowych i tyle. Pewnie ma wolne i dlatego Hazz go zastępuje.
- Cześć - witam się z nim.
- Cześć. Opaliłaś się - zauważa kołysząc dziecko.
- Tak? Może, to fajnie. - posyłam mu uśmiech.
Również się uśmiecha, ale już nic nie mówi. Wchodzę do kuchni, aby przywitać się z Tessą. Ta właśnie zmywa blat. Dzisiaj brązowe włosy spięła w warkocz
Przytulam się bez słowa. Tak. Uwielbiam ją.
- Hej kochanie. Jak tam wakacje?
- Świetnie. Na prawdę było super - siadam przy stole i rozmawiam z Tessą dłuższy czas.
Ona ma trochę więcej roboty chociaż się wyprowadziłam.
Trochę z nią sprzątam, pomagam. Potem idę na górę do pokoju. Przeszukuje regały z moimi książkami.
Teraz w domu nie mam co robić. Przynajmniej będę czytać.
Mam sporo książek z których wiedza może mi się przydać na studiach.
Wybieram te które są o odpowiedniej tematyce. Nie zdążam ich spakować, a do pokoju wpada Gemma. Ubrana jest jak Harry dzisiaj tylko damska wersja.
- Hej! - woła i uśmiecha się.
- Cześć - jestem zdziwiona jej widokiem.
- Zabieram cię na zakupy. Mam rozporządzenie.
- Skąd wiedziałaś że tu jestem?
- A skąd Riley wiedział, że jesteś na przystanku? No halo - rozkłada ręce w geście dezaprobaty.
- Zabije go..
- On się tylko troszczy. No nie ważne, bierz co masz wziąć i idziemy. Musisz mieć co ubrać na koncert. W eleganckiej sukience nie pójdziesz - ruga mnie, lustrując spojrzeniem.
- Pójdziesz ze mną? - pytam z nadzieją.
- Jakbym mogła to przeoczyć - odpowiada entuzjastycznie, a ja czuję że za tą radością coś się kryje.
- Super. Pakuje książki do torby. - Żegnam się z domownikami i wychodzimy.
Gemma jest autem...hmm Harry'ego.
Oni zdecydowanie muszą być spokrewnieni. Kiwam głową, wsiadam i jedziemy.
Brunetka wybiera sklepy w centrum miasta. Te najdroższe. Mnie na to stać, ale wydaję mi się że po prostu dostała kartę od Harryego.
Spędzamy tam ponad trzy godziny. Odwiedzamy każdy sklep po kolei. Dosłownie. Nawet zaciągnęła mnie do tego z bieliznami. Zmusiła do kupienia bardzo seksownego kompletu. Dość odważny i czerwony. Bardzo czerwony. Och, no ale jest ładny. Potem odwiedziłyśmy Zarę, Littlewoods oraz Stylux. Wybrała dla mnie skórzaną czarną kurtkę, białą koszulkę z nadrukiem oraz ciemne rurki jak ma mój chłopak. Kupiłyśmy również krwistoczerwone szpilki od Louboutiniego.
- Nie wierzę..
- Wyglądasz seksownie - kiwa głową, zadowolona ze swojej pracy. - Posłuchaj, jeszcze fryzjer i jesteś gotowa. A i może pójdziemy na ka...Telefon ci dzwoni - wskazuje na torebkę leżącą na białej pufie.
- Nie przesadzasz trochę? - szukam go.
- Nie ucz matki dzieci robić - burczy na mnie i idzie poszukiwać czegoś dla siebie, a ja odbieram połączenie od Harry'ego.
- Cześć kotku. - mówię zadowolona.
- Cześć maleńka. Mam prośbę. Powiedz mojej siostrze, że ta karta ma limit. I jeśli chce wykupić wszystkie sklepy to niech powie, kupię tę galerię - mówi poważnie, ale w jego głosie kryje się cień rozbawienia.
- Ja ją na prawdę próbuje powstrzymać.
- Kup sobie co chcesz księżniczko - wiem, że się uśmiecha.
- Co kombinujecie?
- Lubię sprawiać co radość. Przecież wiesz. Niall przelałem na twoje konto - zwraca się do kogoś innego.
- Już wszystko mam. Dzięki.
- Mi? To nie ze mną robisz zakupy. Szkoda, że Cię nie zobaczę - wzdycha.
- No, żałuj.
- Żałuję - odpowiada. - Chodź Tilly. Pomożesz mi. Muszę kończyć kochanie. Miłego wieczoru.
- Tilly? - wyhaczam.
- Kierowniczka marketingu.
- Młoda?
Śmieje się do słuchawki.
- Starsza od ciebie i ma męża.
- A dzieci?
- Nie wiem skarbie czy ma dzieci. Nie za bardzo mnie to interesuję. Nie ufasz mnie?
- Ufam, ufam..
- Do zobaczenia - dodaje i połączenie zostaje przerwane,
Gemma wraca z kolejnymi torbami zakupów. Wzdycham cicho, gdy w drodze do fryzjera, opowiada mi co zakupiła. Szalona dziewczyna.
Zatrzymujemy się przed ekskluzywnym salonem piękności. Rainbow Range. Dziwna nazwa. Nie ma jakiegoś większego sensu. Wzruszam ramionami i wraz z brunetką, wchodzę do środka.
- Witamy w RR - ekspedientka uśmiecha się do nas. Jest młodą blondynką, krótko ostrzyżoną i wygląda sympatycznie.
- Dzień dobry. Byłyśmy umówione. Nazwisko Styles - odpowiada pogodnie Gemma.
Rozglądam się po wnętrzu salonu, zaciekawiona. Szefowa chyba lubi róż, bo wszystko jest właśnie w takim pastelowym kolorze. Jedynie fotele wyróżniają się bielą. Przy każdej toaletce stoją różowe róże w czarnych wazonach. Jest naprawdę ładnie.
- Zapraszam - blondynka grzecznie wskazuje na miejsce od którego mamy zacząć.
W efekcie końcowym rozjaśniają mi delikatnie końcówki, co przypada mi do gustu.
Patrzę do lustra. Biorę kosmyk włosów między palce i uśmiecham się.
Jest ładnie. Bardzo mi się podoba. Odwracam głowę w stronę koleżanki i zauważam ombre na jej włosach.
- Dobrze ci..
- A tobie jeszcze lepiej - uśmiecha się szeroko.
Co za wesoła osoba.
- Gemma mamy półtorej godziny.
- No wiem, idziemy. Zdążymy ze wszystkim. Chodź - bierze mnie za rękę, wcześniej płacząc.
- Dziękuję - mówię do kobiet za sobą.
Uśmiechają się do mnie, a my wychodzimy. Nareszcie przestało padać.
Dziewczyna prowadzi równie szybko co jej brat, ale przy niej jestem jakoś mniej spokojna.
To pewnie dlatego, że nie znamy się długo i do Harry'ego mam większe zaufanie. Tak, to możliwe. Na szczęście dojeżdżamy bezpiecznie pod klub w którym odbędzie się koncert. Obie w bardzo dobrych humorach wchodzimy.
Jest już sporo osób. Stoimy przed kolejnym wejściem, ale brunetka która przyjmuje bilety, kieruje nas do drzwi dla gości specjalnych. Moi znajomi są nieprzewidywalni. Na scenie jest zupełna cisza. Przypuszczam, że dopiero się przygotowują. Naprawdę chcę ich zobaczyć. Są świetni.
Słyszałam ich dwa razy, ale jestem pełna podziwu. Mają talent i niech idą ku górze. Zagryzam wargę słysząc hałas za sobą. Coraz więcej osób zbierało się w klubie. W końcu światła zgasły, a zapaliły się reflektory przy scenie. Klaskam w dłonie i dopatruję się ich.
Cała czwórka nagle się pojawia. Luke jest od wokalu. Już dawno wybaczyłam mu tam te scysje.
Rozbrzmiewa się pisk i okrzyki. Sama się uśmiecham. Ashton zajmuje miejsca za perkusją. Dają świetne show. Wszyscy doskonale się bawią. Po dwóch piosenkach, zostaje dostawiony jeszcze jeden mikrofon. Myślałam, że jest ich czwórka. Patrzę zdezorientowana na Gemme.
Uśmiecha się tylko splatając ręce za sobą. Ona coś wie. Kurczę. Odwracam się w stronę sceny i widzę Harry'ego, który podwija rękawy białej koszuli rozpiętej na dwa górne guziki
- Co jest? - pytam dosyć głośno by usłyszała.
- Koncert trwa, nie rozumiem o co ci chodzi! - przekrzykuje szum.
- Co on ta... będzie śpiewał?!
- Ja nic nie wiem - puszcza mi oczko.
Harry kładzie dłonie na mikrofon, a zespół zanim zaczyna grać. To spokojna piosenka. W końcu słyszę jego zachrypnięty głos.
- I think I’m gonna lose my mind. Something deep inside me, I can’t give up. I think I’m gonna lose my mind. I roll and I roll till I’m out of luck. Yeah, I roll and I roll till I’m out of luck.
Nie miałam pojęcia że potrafi tak śpiewać. Że ma tak cudowny głos. A teraz słucham jak zaczarowana wraz z całym tłumem. Nasz wzrok spotyka się a ja odpływam. Uśmiecha się do mnie. Wiem, że to mój uśmiech. Kończy piosenkę, a ja czuję się niesamowicie.
- Dzięki za to chłopcy - odwraca się do zespołu, a ci się uśmiechają. - Jedna wyjątkowa osoba na tej sali dobrze wie, że jesteśmy ognioodporni.
Uśmiecham się szeroko. Jak ja bardzo go kocham.
Puszcza mi oczko i schodzi za scenę. Chłopcy znów zaczynają grać, ale w ogóle się nie słucham. Po chwili czuję ramiona obejmujące moje ciało. Znam ten zapach.
- Byłeś kochany - odwracam się do niego.
- Dziękuję - całuję mój nos. - Pięknie wyglądasz. Bardzo seksownie.
- Cieszę się że tak uważasz.
- Podoba ci się? Chcesz jeszcze zostać? - mówi do mojego ucha, abym słyszała.
- Ciebie nie przebiją.
Śmieje się, przyciągając mnie do swojego torsu. Łączy dłonie za moimi plecami.
- Kocham Cię.
- Ja ciebie mocniej. Gemma, poradzisz sobie? Zabieram Tonnie - mówi głośno.
- Tak. Jasne! Luke mnie odwiezie.
- Ale Ash... Jeszcze chwila.
Opiera podbródek na moim czole i oglądamy występ stojąc lekko bokiem do sceny.
Po koncercie gratuluje przyjacielowi i wychodzę z Harrym.
Trzymając mnie za rękę, prowadzi do auta. Nie wsiadam, bo gwałtownie przypiera mnie do maski.
Uśmiecham się i po chwili czuje jego wargi na swoich.
Całuje mnie bardzo namiętnie, jakby przypominał ze jestem tylko jego.
Oddaje pocałunek oplatając jego szyję.
- Zauważyłaś dziś cos szczególnego? - pyta przerywając łączenie naszych ust.
- Jesteście z Gemmą identyczni.
- Może trochę - wzrusza ramionami
- Baaardzo mój drogi.
- A coś jeszcze przykuło twoją uwagę? - przekrzywia głowę i uśmiecha się.
- To że wszyscy wiedzieli że jadę do taty - przypominam sobie i kładę ręce na biodrach.
- A to, to akurat nie było nic wyjątkowego. Niall jest geniuszem w sprawach technicznych.
- Nie lubię cię. A! Wiem. Nie zauważyłeś moich włosów.
- Wiesz, jest ciemno skarbie - patrzy na mnie uważnie. - Dojedziemy do domu to zobaczę. A gdzie robiłaś włosy?
- W jakimś śmiesznym salonie. Coś na r.
- Pamiętasz układankę?
- Naszyjnik i lotnisko. Tak? M i A.
- Dołóż jeszcze to co powiedziałaś.
- MAR...
- Marr - poprawia mnie i otwiera drzwi od auta.
- Marr?
- Wsiadaj, wracamy mała.
- Okay - przez całą drogę myślę nad tą jego dziwną zabawą.
Co to za zagadki i czemu nie może mi po prostu powiedzieć?
Marr.. O co chodzi.
Wysiadając z samochodu, dalej się nad tym zastanawiam. Może odpowiedź sama przyjdzie niedługo.
Wracamy do domu i biorę się za coś na kolacje.
Harry opiera się o blat i pije wino, przyglądając mi się.
- Wzięłam sobie dzisiaj parę książek z domu.
- To dobrze, będziesz mieć zajęcie - mruczy pod nosem. -Mam w planach otwarcie dwóch kasyn - dodaje.
- W Londynie?
- Jeszcze nie wiem. Jak myślisz?
- Nie znam się na interesach Harry.. będziesz bardziej zajęty.
Kręci głową i przyciąga mnie do siebie.
- Nie będę. Zatrudnię pracowników.
- Nie bronie ci tylko... tak jakoś.
- Będę miał czas. Dla ciebie zawsze - muska ustami moją szyję oraz obojczyk odkryty przez bluzkę.
- Okay.
- Nie musisz się tym przejmować - dalej mnie obejmując, odstawia kieliszek i sięga po koktajlowego pomidora. Wkłada mi go do ust.
Biorę warzywo między zęby. Wracam do zajęcia i go jem. Mężczyzna mi nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, bo nawet pomaga. Dzięki temu szybciej siadamy do stołu i jemy kolację.
- Co ze świętami? Pojedziemy do mojej mamy? - pyta nagle
- Tak, możemy pojechać.
- Idę pod prysznic - wstawia talerze do zmywarki i całuje mnie w czoło.
Wyrzucam śmieci i siadam na kanapie z jedną z książek.
Jest ciekawa. Nie męczę się czytając ją.
Słyszę że Harry krząta się na górze ale skupiam się na lekturze.
Budzę się niesiona do sypialni. Ostrożnie zostaje położona do łóżka.
Musiałam zasnąć.
- Śpij dalej - mówi cicho.
- Myhym.. - szukam go na oślep.
Stoi nade mną. Czuję zapach orzeźwiające szamponu do włosów. Chwile później jest obok.
Wtulam się jak małpka i na nowo zasypiam.
Rano jestem zupełnie sama. Harry znów pojechał do pracy. Chyba go odwiedzę. Spacer dobrze mi zrobi, a nie będę siedzieć jedynie w domu. Jem śniadanie i ubieram białą bluzkę do czarnych spodni i na to granatowy żakiet.
Biorę parasolkę. Tak na wszelki wypadek. Zakładam torbę przez ramię i idę do firmy mojego ojca. Tak. To jest daleko. W końcu mieszkam w Chelsea. Idę spacerem, przecież nigdzie mi się nie spieszy. Dochodzę tam po godzinie. Na szczęście deszcz mnie nie złapał. Szybko przemykam do windy. Mruczę coś w stronę sekretarki i wchodzę do jego gabinetu. Dostał swój, gdy został menadżerem taty. Właściwie to on teraz wszystko robi. Mój ojciec zajmuje się dzieckiem.
Pomieszczenie jest puste. Pozwalam sobie usiąść w jego fotelu. Widzę laptopa i swoje zdjęcie. To znaczy nasze, bo jesteśmy tam razem. Odwracam głowę, gdy z toalety w gabinecie wychodzi Harry. Ubiera się w koszulę.
Jest zdziwiony moich widokiem. Poprawiam się lustrując go wzrokiem.
- Hej - mówi kończąc zapinać guziki. - Co tu robisz?
- Chciałam cię odwiedzić..
- To miło. Wypadek przy pracy - tłumaczy i pochyla się, aby mnie pocałować.
- To znaczy? - nie pozwalam się pocałować.
- Przywieźli towar, chcieli odjechać i tir padł. Louis wrobił mnie w naprawę silnika - pokazuje na czarne ręce.
- Przyszłabym szybciej gdybym wiedziała że będziesz bez koszuli - teraz się uśmiecham.
- Dla ciebie mogę ją zdjąć. Jadę dzisiaj do Sheffield. Zobaczę miejsca na kasyno. Pojedziesz ze mną kochanie?
- I tak się na tym nie znam. Bez sensu. Jedź, a ja pójdę odwiedzić tatę, a potem zrobię nam jakąś romantyczną kolację. Co ty na moje zaproszenie?
- Dobry pomysł, ale jedzie ze mną Tilly. - zakłada zegarek na rękę i znika w łazience, aby domyć ręce.
- A ona po co?!
- Dział marketingu!
- Weź kogoś in...a z resztą.
Wraca po pięciu minutach. Podchodzi do mnie dość szybkim krokiem i obraca fotel na którym siedzę.
- Kotku, jestem twój.
- Wiem. - kiwam głową.
- Ja ci ufam. Ty musisz mi.
- Ufam ci. Na prawdę.
- To dobrze. Dzisiaj również szukaj wskazówek.
- Oczy szeroko otwarte - uśmiecham się.
Głaszczę mój policzek i mnie całuje. Od razu włamuje się językiem do moich ust. Wzdycham. Za każdym razem tak szybko na mnie działa. Jestem od niego zdecydowanie uzależniona. Mój własny narkotyk. Jakie to upajające. Nie umiem teraz funkcjonować bez niego. Jest częścią mnie i musi tak zostać. Mama na pewno czuwa nad naszym związkiem, dlatego nic nas nie rozdzieliło.
Po pół godzinie w ubikacji chowam test do szafki i wychodzę. Biorę głębszy oddech i schodzę na dół. Zastanawiam się nad czym czy mam pojechać do taty. Może zostanę i wymyślę co zrobić na kolację. Chcę mieć zajęcie. Nie mogę siedzieć bezczynnie. Wchodzę do kuchni z zamiarem zrobienia herbaty. Dziwię się, że nie ma earlgreya. Harry pije tylko taką. Na zastępstwo widzę Yorkshire Tea i to dość dużo pudełek.
- Cóż za zmiany..
Włączam wodę i czekam, aż się zagotuje. Marr, marr , marr...o co mu chodzi.
- Kiedy wychodzisz? - pytam cicho.
- Za chwilę skarbie. Zbieram dokumenty. Zawieźć cię do ojca? - zagląda do kuchni.
- Tak, jakbyś miał czas to byłoby fajnie - mówię zamyślona.
- Nie ma problemu - wkłada papiery do teczki i podchodzi do bliżej. Łapie mnie w talii, jednym ruchem przyciągając do siebie. - Gdzie tak odpływasz? - jeździ ręką po moim brzuchu i całuje szyję.
- Nic, nic.. - odsuwam się delikatnie.
Odwraca mnie do siebie i patrzy w oczy. Widzę jak marszczy brwi, jednak nic nie mówi.
- Zapiszę cię na kurs - odzywa się po chwili.
- Jaki kurs?
- Prawa jazdy kochanie - podnosi czajnik i zalewa moją herbatę.
- Och.. Może nie teraz? Jakoś... Kiedy indziej Harry.
- Co się dzieje Tonnie? - pyta twardo i wbija we mnie wzrok. - Tylko proszę "nicowanie" na mnie nie działa.
- Wszystko jest w porządku.
- Mów dziewczyno.
- No mówię -uśmiecham się.
- Jesteś dziwna. Zależało ci na kursie. Przecież nie masz co robić.
- Ale nie czuje się na siłach..
- Co się dzieje? - odgarnia mi kosmyki włosów, w drugiej ręce trzymając kubek.
- Przytul mnie..
Całuje moje czoło, mocno mnie obejmując wcześniej odstawiając napój.
- Kocham Cię.
- A ja ciebie. Najmocniej Antonietta.
- Wiem. - mocno się go uczepiam.
Głaszcze mnie po włosach. Stoimy przez chwile ciszy, gdy mówi.
- To już mamy marry.
- Herbata..
- Tak. Herbata.
Dochodzi do mnie słowo które się układa. O boże! Patrzę na chłopaka nie wiedząc jak się zachować.
- Pozwól, że dojdziemy do końca układanki i wtedy zastanowisz się nad odpowiedzią.
- Ty..
- Ja - kiwa głową.
- Okay. Poczekam.
Całuje mnie i podaje kubek z herbatą. Teraz mam pewność. On chce żebyśmy byli małżeństwem. Może nie teraz, ale chce.
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
i jeszcze jeden rozdział i epilog. To smutna świadomość :(
Ale za to dobra jest taka, że Love Me Like you Do zostało już całkowicie napisane
i czeka na dodanie rozdziałóW. MAM NADZIEJĘ, ŻE DODACIE SIĘ DO ZAKŁADKI
"INFORMOWANI". lmlyd-fanfiction.blogspot.com