sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział 2

Party girls don't get hurt
Can't feel anything, when will I learn
I push it down, push it down
Odkładam ulubioną książkę, która pochłonęła mnie na dobre dwie godziny i podnoszę się z wygodnego łóżka. Poprawiam białą narzutę oraz porozwalane beżowe poduszki. Co jak co, ale to na czym śpię, ma być przygotowane do snu, gdy wrócę po męczącym bankiecie. Och, nie lubię takich przyjęć. Są bardzo nudne i takie… sztywne. Tata rozmawia tylko o pracy i biznesie ze swoimi pracownikami i współprowadzącymi firmę. Ja natomiast wcale się na tym nie znam, a muszę tam być. Robić dobrą minę do złej gry. Do wszystkich się uśmiechać i być życzliwa, bo tato jest dumny przedstawiając mnie, jako jedyną córkę.  
Niestety innego dziecka się nie doczekał, bo mama szybko odeszła i nigdy jej nie spotkam. To smutne, ale przez tyle lat zdążyłam przywyknąć. Do tego, że jestem najbardziej rozpieszczoną dziewczyną w szkole, też.
            Wzdycham i powolnym krokiem podchodzę do ogromnej szafy. Otwieram od razu oba skrzydła, słysząc, jak zawiasy skrzypią. Przyjemny dźwięk dla moich uszu.
            Zaglądam do wnętrza i widzę dwa rzędy wieczorowych sukni. Powiedzenie do wyboru do koloru nie oddaje nawet połowy tego, co tu jest. Od długości przez ramiączka i kolory, do ozdób. Długo zastanawiam się, w co mam się ubrać. Nie chcę kolejnej nowej sukni, skoro tutaj jest ich pełno i jeszcze więcej. Często wychodzę na zakupy, bo nie mam lepszych zajęć. No, bo co może robić dziewczyna, która jest sama i ma miliony na koncie?
Wyciągam rękę i przesuwam nią po wieszakach. Czerwona, niebieska, fioletowa, czarna, bordowa, zielona, pomarańczowa, żółta, beżowa…Więcej kolorów nie było?
Wreszcie decyduję się na czerwoną. Odcień nie jest zbyt ostry, podchodzi raczej pod koralowy. Kupiłam ją niedawno, zachwycona jej krojem. Bez ramion, a sięga do samych kostek. Może jest nawet nieco dłuższa. W talii oplata ją cieniutki złoty pasek, złote ramiączka trzymają ja na moim ciele. Uśmiecham się i kładę suknię na łóżku. Zajmuje sporo miejsca dopasowując do kształtów pościeli. Kucam, wyciągając z pod łóżka koszyk z torebkami typu kopertówki. Mam ich naprawdę sporo. Często bywam na przyjęciach, więc moja kolekcja jest całkiem bogata. Tym razem wybieram okrągłą, złotą z łańcuszkiem. Czas się przygotować…

~*~

Stoję przed pionowym lustrem i ostatni raz przejeżdżam malinowym błyszczykiem po ustach. Czesanie i makijaż mam już opanowane do perfekcji. Gdybyście przez lata, przynajmniej sześć razy w miesiącu, przypatrywali się, jak robią to fryzjerki i kosmetyczki, twierdzilibyście tak samo jak ja. Teraz już nie potrzebuję pomocy drugiej osoby. Sama umiem się wyszykować dzięki Bogu.
Moje włosy są moimi włosami i nie znoszę, gdy ktoś inny się nimi bawi. Podchodzę do szafy, przy której stoją wysokie czerwone szpilki i wsuwam je na nogi. Przy mojej niezdarności to prawdziwe ryzyko chodzić w takich butach, ale trampek nie założę. Nie wypada, nad czym cały czas ubolewam. Chociaż do niektórych sukienek lepiej, moim zdaniem, pasują trampki niż wysokie szpilki. Przyjęcie będzie trwało, zgaduję, około pięciu godzin, a moje nogi zaczną odmawiać posłuszeństwa po dwóch. Najwyżej nie będę ćwiczyć jutro na WF-ie.
            – Panienko Rush – słyszę Riley’a, który powoli otwiera drzwi do pokoju.
            Odwracam się i unoszę brew. Znów mi mówi po nazwisku. Do diaska!
            – Tak? – zerkam w jego stronę.
            – Goście już się gromadzą. Ojciec pytał, czy jesteś gotowa, ale chyba tak – lustruje mnie wzrokiem od góry do dołu.
Uśmiecham się delikatnie i biorę torebkę.
            – Jestem – odpowiadam i ruszam korytarzem do schodów.
Unoszę delikatny, lekki materiał sukni, który miło głaszcze moje uda i powoli schodzę. 
Przesuwam ręką po metalowej barierce, słysząc rozmowy oraz spokojną muzykę. Wynajęty pianista wykonuje swoją pracę perfekcyjnie, goście są zadowoleni z oprawy. Przenoszę wzrok z sali pod nogi i modlę się w duchu abym nie wyrznęła orła. Jeszcze cztery… dwa… ostatni schodek, na którym się zatrzymuję. Teraz śmiało mogę powiedzieć, że wejście miałam nienaganne.
            Rozglądam się po salonie, szukając taty. Mój wzrok prześlizguje się po elegancko ubranych gościach. Idealne garnitury oraz sukienki. Panie spędziły dzisiaj pół dnia u fryzjerek i kosmetyczek. Są piękne, co mogą pokazać tego wieczora. Może kiedyś sama to polubię? Teraz nawet sobie tego nie wyobrażam.
Zagryzam wargę, którą po chwili puszczam i jeszcze raz dokładnie  rozglądam się za tatą. Jest. Stoi przy jakimś młodym chłopaku. O dziwo nie jest to kelner, bo nie ma białego wdzianka. Mrużę oczy zaskoczona odmianą, bo nie jest to też starszy, łysiejący biznesmen  z brzuchem.
            To młody, wysoki mężczyzna, który teraz słucha, co mówi do niego mój ojciec. Obie ręce ma splecione za plecami. Różni się ubraniem… I to jak. Nie jest to elegancki strój. Brunet ma kręcone włosy zaczesane na żel do tyłu, tak aby grzywka nie wchodziła mu do oczu. Ma na sobie czarną koszulę oraz tego samego koloru spodnie, dobrze przylegające do ciała. Nie widziałam go nigdy na naszych przyjęciach. To ktoś nowy…
Gdy dalej obserwuję każdy ruch nowego gościa, nasze spojrzenia się krzyżują. Żywo zielone tęczówki wpatrują się we mnie bardzo intensywnie, a ja zapominam nagle o całym świecie.
            Chwilę później widzę, że mój tata idzie z nim w stronę schodów. Czyli do mnie. Kręcę głową, próbując odzyskać przytomność. Powoli staję na parkiecie i czekam, aż do mnie dojdą.
            – Antonietta, jak ślicznie wyglądasz, kochanie – ojciec całuje moje czoło. – Poznaj mojego przyjaciela, Harry'ego Stylesa.
Chwilka. Przyjaciela? Czy ten niejaki Harry nie jest ciut za młody na przyjaźń z moim ojcem? Nigdy nie pomyślałabym, że mój tata wybiera takich znajomych. To dość nietypowa wiadomość.
            – Pomaga mi w biznesie – dodaje w gwoli wytłumaczenia. - Harry to Antonietta, moja piękna córka.
            – Z tym się zgodzę - odpowiada brunet, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Pochyla się i całuje moją dłoń, a ja się rumienię, czując ciepły dotyk jego warg na mojej skórze. Nie umiem wydusić słowa. Stoję, spoglądając na niego. Gula w moim gardle rośnie, a żołądek zawiązuje się w ciasny supeł. Taka reakcja na nieznanego mi mężczyznę? Nie mam dużego doświadczenia, a on całkowicie różni się od kolegów z klasy. Zdecydowanie jest inny. Tam ci nie dorastają mu do pięt. Facet ma w sobie coś z dżentelmena. Och, o czym ja myślę. Ale naprawdę jest ciekawy.
            Sama nie wiem, ile może mieć lat. Patrzę na niego bez skrępowania i oceniam, że ma pewnie około dwudziestu pięciu. Nie mogę być pewna, jak jest naprawdę, jednak na tyle właśnie wygląda. To niewiele więcej ode mnie. No dobrze, prawie siedem lat. A może jest młodszy? Kręcę głową, odsuwając od siebie pytania, na które nie dostanę w najbliższym czasie odpowiedzi.
            Jedną z moich wad jest to, że za bardzo się przejmuję. Często zastanawiam się nad różnymi rzeczami, które tak naprawdę są znakiem zapytania. Nie twierdzę, że to moje hobby. Skądże! To po prostu przyzwyczajenie.
            – Pomyślę, że jesteś niemową - odzywa się po raz kolejny schrypniętym głosem,  a mnie przechodzą ciarki wzdłuż kręgosłupa.
            Patrzę na niego, mrugając oczami. Chyba muszę odpowiedzieć. Ale co? A jak wymamroczę coś nieodpowiedniego…Muszę jednak spróbować.
            – Miło mi cię poznać, Harry - odpowiadam cichutko.
Nie wiem czy to usłyszał. Chyba tak, bo posyła mi uśmiech. Również się uśmiecham.  Na moje nieszczęście, ojciec zostaje porwany przez jakiegoś prezesa. Zostajemy sami, a ja nie za bardzo wiem jak mam się zachować. Zawsze mam z tym problem. Jestem nieśmiała.
Zauważam, że chłopak mi się przygląda. Luźno opiera rękę o barierkę schodów. Na jego twarzy pojawia się leniwy półuśmiech.
            – Długo się znacie? – pytam w końcu.
Cisza jest bardzo uciążliwa. Lubię, gdy między ludźmi toczy się rozmowa.
             – Dość długo – odpowiada lakonicznie. – Kończysz w tym roku liceum prawda, Piękna? – z niewiadomych przyczyn nazwał mnie Piękną.
Patrzę na niego zaskoczona, a moje usta same się rozchylają.
            – Tak, ale rok szkolny się do… dopiero zaczął – dukam i nerwowo poprawiam idealnie układająca się suknię.
            – Mam już to za sobą – wzdycha. – Szkoła nie była mi potrzebna do tego, co osiągnąłem – mówi tajemniczo.

Do tego co osiągnął? A co właściwie robi? Zapada cisza. Chyba nic więcej mi nie powie.
            Mężczyzna zatrzymuje kelnera przechodzącego obok nas. Bierze dwa kieliszki szampana i podaje mi jeden z nich. Unosi do góry swój.
            – Twoje zdrowie, Piękna – mruga do mnie i bierze łyk alkoholu.
Powtarzam jego ruch. Delikatne bąbelki drażnią mój język. Tata zawsze sprowadza najlepsze marki. Ten szampan jest wyśmienity.
            – Zatańczmy? – proponuje mi i odbiera kieliszek. Odstawia na stół. Wyciąga do mnie dużą dłoń, a ja, zaskoczona, od razu podaję mu swoją. Zawsze uczono mnie żeby być uprzejmą, więc nie odmawiam.
            Prowadzi mnie na parkiet. Nikt nie zwraca na nas uwagi, za co jestem wdzięczna tym wszystkim gościom. Zostajemy niezauważeni. Zapewne potknę się kilka razy. Umiem i lubię tańczyć, jednak w takich butach…Będzie ciężko. Silne ramię przyciąga mnie w talii. Biorę głęboki oddech. Nie zrobię z siebie sieroty. Nie ma mowy. Patrzę w oczy mojego partnera, a on unosi moją dłoń i zaczynamy się kołysać. Czuję przyjemne ciepło od niego bijące, ale też...tajemniczość, mroczność. Nie umiem tego dokładnie nazwać. Wiem jednak, że coś skrywa, a ja nie jestem osobą, która powinna wiedzieć co.
            Podnoszę głowę i widzę jego łobuzerski uśmiech. Mruga do mnie, a potem obraca moje ciało i znów stoję przodem do mężczyzny.
            – To był miły wieczór, Piękna – mów, gdy milknie muzyka. - Do zobaczenia - szepcze to jak obietnicę i znika w tłumie ważnych osób, a ja stoję, trzymając suknię i czuję się jak Kopciuszek.
~~~~~*~~~~
Dzisiaj rozpoczynają się Mistrzostwa Świata i jestem tak strasznie podekscytowana *_*
Niestety nie zdobyłam biletów na mecz otwarcia, ale mój brat tak więc jakaś cząstka mnie tam będzie.
Chociaż to dziwne, że siatkarz siostrze pomóc nie może -.- MAM TAK DOBRY HUMOR,
ŻE DODAJĘ WAM DRUGI ROZDZIAŁ. 
Bardzo dziękuję osobom, które namówiłam na wejście tutaj! I tym którzy zostawili komentarze. To naprawdę wspiera! 
Kocham bardzo, bardzo xx Alicja

czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 1

What is to win?
Temperature is running high
Let me know
I got a tiger’s eye
– Na jutro opisać wojnę z dzisiejszej lekcji - mówi Zrzęda, kiedy dzwoni dzwonek na przerwę.

            Tak bardzo nie lubię tej nauczycielki. Powinna odejść na emeryturę. Znęca się nad biednymi licealistami, którzy niczym jej nie zawinili. Ja na pewno nie, a muszę pokutować. Czy ona nie rozumie, że z innych przedmiotów również są lekcje? Jasne... Z biologii wykład na temat bezkręgowców. Chemia... Doświadczenie, które zniszczył mi ojciec, a przecież nie zrobię go w jeden dzień, bo pleśni tak szybko nie wyhoduję. Matma. To tradycja - trzy kartki z podręcznika. Historia. Zrzęda nie mogła sobie odpuścić. Ciekawe co będziemy mieli z fizyki. Zapewne kilka stron z zadaniami. Jak twierdzi nauczyciel: „Lepiej przygotujecie się do egzaminu dojrzałości.”

                        Dzień zapowiada się ciekawie. Będę siedzieć nad książkami pół nocy

i odrabiać prace domowe. Jakbym nie miała lepszych zajęć. Nie, chwila, nie mam lepszych zajęć oprócz chodzenia po sklepach i wydawania grubych milionów mojego tatusia. Dobrze zarabia, więc jest jakaś korzyść. Owszem mamy największy dom w okolicy i dysponujemy kilkoma autami w garażu, ale jakoś mi to nie jest do szczęścia potrzebne. Wolałabym mieć na odwrót. Przez to właśnie zwracam na siebie uwagę w szkole, a nie chcę tego robić. Nie lubię być w centrum uwagi i zdobywać fałszywych przyjaciół, bo prawdziwych jeszcze nie spotkałam.

            Wychodzę z klasy i idę korytarzem. Nikt nie mówi mi: „Cześć!” i ja też tego nie robię. Nie mam komu. Każdy chłopak się za mną ogląda, a dziewczyny szepczą między sobą. Nie cierpię tego! Naprawdę nie znoszę być obiektem zainteresowań. Dziwnie się wtedy czuję, ale niestety tak jest ciągle. Spuszczam głowę i przyśpieszam kroku, poprawiając ręką kaszmirowy sweterek na granatowym mundurku.
            Szybko wbiegam po schodach, potykając się o nie. Łapię równowagę i głęboko oddycham. Chodzenie jest naprawdę wyzwaniem. Ale dziękuję, że Bóg podjął to ryzyko. Jednakże wypadki zdarzają się każdemu, prawda? Idę dalej, myśląc właściwie tylko o sobie. 
Nie jestem ani ładna, ani brzydka. Raczej nijaka. Dbam o zdrowie i jestem szczupła, ale nie za wysoka. Około metr siedemdziesiąt. To chyba jeszcze nie tak źle. 
            Maluję się bardzo delikatnie tylko po to, aby zakryć niedoskonałości. Trzeba przyznać, że każda nastolatka jakieś ma. Dlaczego to takie tabu? Zachowanie? Uważam,       że nie jest naganne, pomijając to, że odzywam się kiedy to najmniej potrzebne, a milczę, kiedy nie wypada. Niestety kocham życie, ale ono mnie nienawidzi. Szczera prawda. Nie lubię kłamać. Staram się tego nie robić. Może czasem ukrywam przed ojcem oceny, ale nie są tak dramatyczne. Cóż mogę jeszcze dodać? Na pewno jestem osobą nieśmiałą i zamkniętą w sobie.
            Staję przed klasą, gdzie będziemy mieć fizykę. Od razu wszyscy zwracają na mnie uwagę. Zatrzymuję się w pół kroku i patrzę na całe towarzystwo. Dyskretnie się stamtąd wycofuję. Wspominałam, że kompletnie nie znam się na przedmiotach ścisłych? Mogę się założyć, że będę pytana. Tak jak z poprzednich czterech przedmiotów. Nauczyciele mnie chyba nie lubią i vice versa, ale ja jeszcze bardziej nie lubię słabych ocen. Zresztą nie dziwię się im. Też bym nie znosiła takiej dziewczyny jak ja. Nie chcę być taka, ale po prostu nie umiem inaczej. Boję się prawie wszystkiego, ale nie daję tego po sobie poznać. Staram się twardo stąpać po ziemi, co nie sprawdza się w wypadku schodów. Najczęściej kończy się to urazem stawu skokowego. Tak, jestem największą niezdarą i nic na to nie poradzę.
Moje życie nie jest jakoś szczególnie ciekawe. Gdyby ktoś kazał mi napisać autobiografię, nie dałabym rady. A może dałabym? Ale zapewne książka byłaby nudna
i niewarta czytania. Jestem tak bogata, że mogę mieć swój własny kraj. Są to pieniądze mojego ojca, ale jako jedyna w rodzinie, mam do nich prawo. Ponieważ nasza rodzina to tylko ja i on. To powód przez który nikt mnie nie lubi, ale każdy chłopak w tej szkole chciałby mnie przelecieć. Paradoks? Być może. Wiem, że dziewczyny uwielbiają imponować moim kolegom, ale słabo im to wychodzi. Natomiast ja nie robiąc tego wcale, jestem ich celem, tylko z jednego powodu…
Nie mam matki. Nigdy nie miałam, ale zawsze o niej pamiętam. Jest gdzieś obok i czuwa, trzymając rękę na pulsie. Może dlatego jeszcze nie wpadłam pod auto przez swoją niezdarność?
Normalne życie nastolatki. Czego chcieć więcej? Nie uważam siebie za atrakcyjną. Wręcz przeciwnie. Myślę po prostu, że chłopcy chcą, abym ich sponsorowała. Tak między nami, miałam jednego chłopaka i już to wypróbowałam. To nie był poważny związek. Chwilowa fascynacja, trzymanie się za rękę i spacery po szkole.

            Siedząc na lekcji, wpatruję się w swoje jasno niebieskie paznokcie, które wczoraj pomalowałam. Bardzo mi się podoba ten kolor. Poruszam dłonią tak, aby światło padające z lampy odbijało się, nadając im blasku. Och, mam całą kolekcję lakierów! Uwielbiam je.

            Nauczycielka ma chyba dzisiaj zły humor, bo nawet nie pyta. Nie jest tak stara, jak pani od historii. To kobieta po trzydziestce. Energiczna oraz przebojowa. Często na jej głowie panuje totalny nieład, co dodaje jej pewnego uroku. Zdecydowanie jest osobą zakręconą, ciągle o czymś zapominającą. Na nasze nieszczęście, nigdy o kartkówkach. Nie jest wredna, jednak lubi zbierać oceny. Najczęściej wpisuje jedynki. Bardzo dobrze, że dzisiaj sobie odpuściła. Pewnie nic bym nie wydukała.
            Pod koniec tego roku mam egzamin A-level. Długo się do tego przygotowywaliśmy. Mam nadzieję, że efekty będą widoczne i osiągnę dobre wyniki. Nie rozumiem fizyki. Z matematyką jest nieco lepiej, jednak dalej sprawia mi trudności.
            Przenoszę wzrok na zniszczone, zielone ściany sali. Tynk zaczyna odchodzić. Szkoła jest prywatna, a jednak nikt o remont nie chce zadbać. Poprosiłabym ojca, aby sfinansował to przedsięwzięcie, ale nie chcę wyjść na...snobkę. Mam pieniądze, więc mogę rządzić. Nie chcę tego.
            Lepiej będę siedzieć cicho, jak Pan Bóg przykazał. Zero wychodzenia z szeregu. Tak jest i tak będzie. Słyszę, jak deszcz zaczyna stukać o szyby i parapety. Londyn...Uwielbiam tutejszą pogodę. Rzecz jasna jest to ironia. Pogoda zawsze wie, jak się czuję. Jak jest źle, to i ona taka jest. Czyli prawie cały czas.
            Dzwoni upragniony dzwonek. Informuje o końcu lekcji. Nareszcie mogę wracać do domu. Wychodzę ze szkoły i dostrzegam czarny samochód. Ma przyciemniane szyby oraz włączone światła. Zawsze jak wychodzę z tego przeklętego budynku, którym jest szkoła, to stoi, a jak odjeżdżam z moim opiekunem, to też znika. Wiem, że to dziwne, ale nie powinnam myśleć, że jest związany ze mną. Po co ktoś miałby mnie obserwować? To niemożliwe! Na pewno nie… Szybkim krokiem idę do mercedesa, gdzie czeka Riley. Mój szofer, ale i przyjaciel.
Co chwila się oglądam. Czuję się obserwowana i mam jakieś złe przeczucia. Podchodzę do samochodu.
            – Witaj, panienko – mówi jak zawsze. Czy on nie może przyswoić jednej prostej rzeczy?
            – Cześć Riley – odpowiadam. 
            Uśmiecha się do mnie. Otwiera przede mną drzwiczki. Kiwam głową, a później zajmuję miejsce na tylnej kanapie luksusowego auta. Po chwili także i Riley wsiada do środka.
            – Jak minął dzień, panienko? – Błagam, niech on przestanie, bo wyjdę z siebie i stanę obok.
            – Jestem Antonietta. Tony. Jakkolwiek. Proszę cię, mów mi po imieniu – jęczę.

Nie lubię, gdy traktuje mnie niczym arystokratkę. Nie jestem nią i nie będę. Mam osiemnaście lat. Chcę być traktowana jak zwykła nastolatka. Nie wypada, aby czterdziestoletni mężczyzna zwracał się do mnie jak do dojrzałej kobiety.

            – Dobrze...Tony – mówi z uśmiechem.

 Odwzajemniam to. Cieszę się, że go przekonałam. Może w końcu zapamięta. Skoro ja mówię do niego po imieniu, to w drugą stronę też to powinno działać. Mężczyzna skupia się na drodze. Nie mieszkam daleko. Jednak spacer byłby ryzykowny. Pogoda jest okropna. Przemierzamy deszczowy Londyn, a uliczki za nami znikają.

            – Jak było, Tony? Nie uzyskałem odpowiedzi - pyta ponownie, zwracając moją uwagę na siebie. Mrugam oczami, analizując jego słowa. Ach, chodzi mu o szkołę.
            – Nudno - odpowiadam, wbijając wzrok w szybę.
Po niej, jak łzy po policzkach, spływają krople. Wzdycham cicho i odwracam głowę. Riley milknie. Wie, kiedy nie chcę rozmawiać. A dziś właśnie jest taki dzień. Zna mnie od dziecka. Od kiedy pamiętam jest obok. Przypuszczam, że uczył mnie chodzić, a później mówić. Lub też na odwrót. To mój przyjaciel, który czasami pełni rolę ojca. Ten prawdziwy jest bardzo zajęty pracą. Rozumiem. W sumie nie mogę narzekać.


Dojeżdżamy pod wielką willę. Tak, to właśnie mój dom. Ogromny oraz piękny. Ściany z czerwonej kostki, tynku pomalowanego na biało i chyba dwie ściany całe ze szkła. Po prostu idealny. Brązowy dach ułożony w szpiczasty spadzisty kształt. Świetnie urządzony w środku, w guście taty. Czyli minimalizm. Ma gust i co najważniejsze mnie też się tu podoba. To znaczy, ludzie dla niego pracujący mają gust. Wykonali porządne projekty. 

            Riley otwiera mi drzwi. Och, ten facet powinien wziąć urlop. Pracuje non stop, bez przerwy. Czy to poniedziałek, czy niedziela. Święto, czy jakiś inny dzień, który powinien być wolny od pracy. Zawsze tu jest.
            Uśmiecham się szeroko do niego i poprawiam plecak na ramieniu. Jestem mu naprawdę wdzięczna. Wspiera mnie w trudnych sytuacjach. Jest oparciem. Mogę iść do niego z każdym problemem. Poradzi i pocieszy. Jest naprawdę jak prawdziwy przyjaciel. Widzi pierwszą łzę, łapie drugą i zatrzymuje trzecią.
            Idę do wielkich ciemnobrązowych drzwi, po chodniku zrobionym z szarej kostki brukowej. Prawdę mówiąc, willa podoba mi się, chociaż nie jest w moim stylu… Na szczęście wyprosiłam ojca, by choć mój pokój zostawił w świętym spokoju. Wszystko nowoczesne z najwyższej półki w kraju. 
            Otwieram wielkie drzwi i rozbieram się w przedpokoju. Wszystkie ściany pomalowano na biało, a meble są koloru ciepłego brązu. Chociaż i tak gdy znajdujesz się  w tym „domu”, czujesz się obco. Wchodzę po schodach do salonu. Widzisz jedną wielką ścianę czarnego ekranu. Gdy siedząc na białej kanapie, oglądam maraton, to żeby uchwycić zawodnika, moja głowa lata jak na przejściu dla pieszych.
            Kuchnia, tak samo duża. Przesiaduję tam długo. Moje ulubione zajęcie to gotowanie. Chociaż przyznam, że nie umiem i od tego jest nasza gosposia. Nie raz starała się mnie czegoś nauczyć, jednak plan się nie udał…Ale gotować bardzo lubię. Niestety gorzej ze sprzątaniem, ale nie, nie jestem leniwa. Wracając do kuchni: jest przestrzenna, urządzona w ciepłych kolorach… no nie koniecznie… Jest kremowo…ten kolor to chyba ecru…No, w każdym razie nie ma czerni i to jest najważniejsze. 
Jadalnia... najprościej mówiąc nie ma ścian. Znaczy ma, ale są ze szkła więc tak wygląda… Jest nad ogromnym tarasem. Nie ma w niej nic innego, jak wielki prostokątny stół z masą drewnianych krzeseł. Nie wiem, po co nam tyle. Kiedy jemy obiad to siedzę na jednym końcu stołu, a tata naprzeciwko mnie, sześć metrów dalej.
            Szesnaście tysięcy dziewięćset pięćdziesiąt cztery gościnne pokoje, w których gromadzi się więcej kurzu niż dwutlenku węgla przy oddychaniu. Jakbym miała cierpliwość, to mogłabym spać każdego dnia roku w kolejnym z nich i nie wyrobiłabym się. Mój tato preferuje dużo miejsca. Nie lubi małych budynków. Przestronność daje mu uczucie szczęścia. Poczucie, że jest wolny, że może poruszać się swobodnie. Coś w tym jest. 
            Na samym końcu korytarza na drugim piętrze, jest moja oaza spokoju. Niewielki pokoik w porównaniu z całym tym domem. Ściany pomalowane na ciepły beż. Białe meble. Podłoga w ciemnobrązowych panelach. Uwielbiam taki klimat. Nie lubię sztywności. Kładę plecak na podłodze i uwalam się na ogromnym, zbyt miękkim jak dla mnie, łóżku.
            Słyszę ciche pukanie do drzwi.
            – Proszę… – mówię spokojnie.
            – Panien… Tony, jest już obiad. – Za głosem właściciela podąża dobrze zbudowana sylwetka, czyli Riley.
            – Już idę – oznajmiam i znikam w łazience.
            Następny dowód na to, że mój tatuś mieszał się w projektowanie tego pomieszczenia. Płytki są czarne. Mozaika na ścianie przedstawia nimfę wodną, która stoi do pasa w jeziorze. Nie ma pojęcia, że podgląda ja małe stadko tumnusów. Jak to widzę zawsze uśmiech pojawia mi się na ustach. Przypominają mi te stworki z dziecięcej książki „Opowieści z Narnii”. Pod drugą ścianą stoi… leży… znajduje się, to chyba będzie najlepsze określenie, ogromna wanna. Nad nią zostało przyklejone naprawdę wielkich rozmiarów lustro. Prysznic jest na drugim końcu łazienki. Umywalka w kształcie półmiska położonego na niewielkiej, dla odmiany, szafce. Coś z klimatów japońskich lub chińskich, ale bardzo mi się podoba.  W zasadzie w domu jest około sześciu łazienek. Ta jest moja. Tylko moja.
            Myję ręce i przeglądam się w lustrze. Poprawiam swoje potargane włosy, które powychodziły ze starannie splecionego rano warkocza. Wyglądam, jakbym co najmniej godzinę skakała przez skakankę i dlatego przypominam czarownicę. 
            Nie udaję mi się nic z nimi zrobić, więc rezygnuję z poprawy i rozpuszczam je. W szybkim tempie związuję włosy i opuszczam łazienkę. Od razu schodzę do jadalni.
            Brunet podaje mi obiad i staje obok. Zawsze tak robi, a ja zawsze chcę, żeby usiadł. Jest nieugięty. Przestałam się już z nim kłócić, bo nie miałoby to żadnego sensu. 
            Pochylam się nad talerzem i zaczynam jeść. Muszę przyznać, że nasza gosposia gotuje najlepiej na świecie. Pieczony kurczak oraz sałatka to moje ulubione danie, które specjalnie przygotowuje często. Ani ja, ani mój tata nie jesteśmy wymagającymi ludźmi. Tessa wie jak nas zadowolić. Kuchnia to jej prawdziwe królestwo, które czasem mi wypożycza. Jest dla mnie jak matka, jak babcia. Sama nie ma rodziny. Jest już po czterdziestce. Ale świetnie się trzyma. Tata płaci jej bardzo dobrą pensję. Kobieta ma z czego o siebie dbać. To nie jest taka typowa, gruba gosposia z miotełką. To szczupła, energiczna kobieta z brązowymi włosami, zawsze związanymi w kok. Maluje się bardzo delikatnie, ale jestem pewna, że Riley nie raz wzdycha na jej widok.
            – Ostatnio mniej jesz – odzywa się Riley.
            – Jem tyle, ile mogę – odpowiadam.
            – Nie wtrącam się w to, ale... – odsuwa gwałtownie krzesło i siada obok mnie - odpowiadam za twoje zdrowie, martwię się.
            – Ty usiadłeś! – krzyczę, udając zszokowaną. – Muszę to zapisać!
            – Mówię poważnie – nie daje się wkręcić w moją grę. – Co się dzieje? Powiesz mi?
            – Nic – wzruszam ramionami i przejeżdżam palcami po mahoniowym stole.
            – Niech tak będzie – mówi i wstaje. – Twój ojciec przyjedzie o osiemnastej. Mam ci przekazać, że masz być gotowa na galę. Sukienkę przyniosę za godzinę.
            – Mam sukienki w garderobie. Nie trzeba - kończę jedzenie sałatki i podnoszę się. Maszeruję do swojego pokoju.

~~~~~*~~~~~~
Hej, witam :) 
Trochę dzisiaj promowałam bloga na TT i mam nadzieję, że ktoś tu wszedł. To jest rozdział - opisówka, ale 
w następnym już pojawi się sam Harry :) Proszę komentujcie i polecajcie bloga.
Kocham was słoneczka xx

środa, 27 sierpnia 2014

Prolog

To musisz być Ty †
Boisz się czegoś? Tak, boję się tego że mnie opuścisz zostawiając wspomnienia. Boję się tego, że na pamiątkę pozostanie mi nasze zdjęcie wiszące na korkowej tablicy. Boję się tego, że puścisz moją dłoń i nie będzie pasowała już do żadnej. Boję się tego, że w chłodne dni twoje silne ramiona nie obejmą mojego drobnego ciała.
Chcę, żebyś mówił kocham cię i na zawsze. Więc proszę, nie zostawiaj mnie, bo bez ciebie upadam robiąc się słabsza. Czy możemy się zakochać, kolejny raz? Zatrzymać taśmę, i przewinąć. Och, jeśli teraz odejdziesz, wiem, że się rozpadnę. Bo nikt inny się dla mnie nie liczy.

~~~*~~~
Prolog rozpoczynający "Vanillia". pomysł był bardzo spontaniczny. Byłam zmotywowana po przeczytaniu ciekawego opowiadania. Zaczęłam pisać pierwszy rozdział, a co wieczór układam w głowie plan jak to dalej będzie. Liczę na to, że naprawdę Was zaciekawię. Co zabawne, mam napisane 6 rozdziałów, a dopiero wzięłam się za prolog. 
Są zakładki specjalnie dla Was. Zapoznajcie się z nimi:) Ja jestem przyjaźnie nastawiona do osób, które chcą ze mną popisać. 
Proszę Was moi drodzy czytelnicy, skyfallgirlsy, ktokolwiek, abyście zostawiali ślady pod rozdziałami. Ja wiem, że to strasznie nudne ( po co tracić czas, przecież przeczytałam) ale mnie to naprawdę cieszy, gdy widzę że Ci się podobało lub wyznaczasz mi błędy, które mogę poprawić. I w tym momencie notka stała się dłuższa od prologu...Przepraszam xx Kocham was 

https://twitter.com/Skyfallgirl