Stoję pod ścianą zmęczony, ale szczęśliwy. Nie przespałem ani jednej nocy od jej porwania i strasznie mi ulżyło gdy ją znalazłem w tych starych magazynach. Louis, Niall i Zayn zajęli się zabijaniem. Ja po prostu zabrałem ją do bezpiecznego domu.
W końcu brunetka odsuwa się. Podchodzi do mnie przecierając oczy i przytula się oplatając moją talie.
- Dziękuje..
Obejmuję ją delikatnie i wzdycham. Już wszystko w porządku Harry. Nic jej nie jest, widzisz? Widzę debilu. Ej! Jestem tobą. Tak, ale tą głupszą stroną.
- Przepraszam - mówię cicho .
Widzę jak Ian posyła mi wdzięczne i teraz już pełne zaufania spojrzenie.
Na tym też mi zależało. Naprawdę w moich zamiarach nie leży skrzywdzenie tej małej osóbki. Całuję ją we włosy. Czuję jak koszula na plecach mnie się pod jej palcami. Podnoszę jej chude ciało i wchodzę po schodach na górę. Ona musi odpocząć. Gdy kładę ja na łóżko ma już zamknięte oczy i chyba prawie zasnęła.
Zapalam lampkę, która daje półmrok na pokój. Okrywam dziewczynę beżową narzutą i po chwili już mam pewność, że odpłynęła w krainę snu.
Śpi całkiem spokojnie jak na to co ostatnio przeżyła. Nie znałem porywaczy. To byli wrogowie Iana. Zwykła zazdrość. Zamykam oczy spadając w fotelu i sam zasypiam.
Telefon wibrujący na szafce, wybudza mnie ze snu. Jęczę wstając. Odbieram i w tym samym czasie widzę jak dziewczyna na łóżku siada przecierając twarz.
- Jak ona się czuje? - skąd ten pajac ma mój numer?
- Harry..
- Dobrze się czuje. Sam jej zapytaj - mruczę i podaję jej komórkę.
Patrzy na mnie pytająco ale bierze telefon.
- Halo? Tak, tak już. Nie mów tak, to nie prawda. - rozmawia z nim jakiś czas i rozłącza się.
- Przepraszam - powtarzam jeszcze raz. Biorę jej dłoń i jeżdżę palcami po jej wierzchu. - Wiem, że Cię zawiodłem i naprawdę...Mam wyrzuty sumienia - wypuszczam powietrze z ust.
- Ty? Dlaczego?
- Bo gwarantowałem ci bezpieczeństwo.
- Jest okay. Na prawdę.
- Chodź tu - rozkładam ramiona.
Muszę poczuć jej ciepło i wtedy uwierzę, że wszystko jest dobrze.
- Nie - kręci głową.
- Proszę...- szepczę. - Nie zrobię ci krzywdy. Oni też już cię nie skrzywdzą.
- Nie. Ty chodź tu.
Uśmiecham się lekko i kucam przed jej nogami. Przytulam ją.Oplata moją szyję rękoma klęcząc na przeciwko mnie. Zamykam oczy, wtulając twarz w jej szyję. Jest tutaj i nic jej nie grozi. Przez te cholerne cztery dni brakowało mi jej jak powietrza. Nie wiem dlaczego. Czuję się przywiązany do tej dziewczyny. Nie jestem troskliwy czy kochający...To znaczy nie byłem od kiedy nie zobaczyłem jej w sukni na bankiecie. Od tam tego momentu wszystko się zmieniło. Poczułem, że muszę zacząć się starać. Że nie mogę żyć dla samych pieniędzy i dziwek w burdelach. To nie jest to co chcę w życiu osiągnąć. A moim powodem do zmiany została Antonietta...
~*~
Od następnego tygodnia wszystko wraca do normy. Dziewczyna chodzi do szkoły. Nie opuszcza zajęć. Ja kontroluję wszystko. Nie pozwolę, aby sytuacja mogła się powtórzyć. Ian ma do mnie pełne zaufania. Myślę, że ja muszę zdobyć je do samego siebie.Zmieniam swoje plany, aby odbierać ją ze szkoły. Czuwam nad nią jak mogę. Widzę jak wychodzi ze szkoły. Ubrana w mundurek. Wygląda jak zawsze grzecznie i skromnie. Ruszam w jej stronę. Już czuję wzrok dziewczyn na sobie. Nie obchodzi mnie to. Gdy brunetka mnie dostrzega od razu zaczyna błagać wzrokiem.
Uśmiecham się niewinnie i staję w miejscu. Czekam, aż podejdzie. Posyłam mi wdzięczny uśmiech i idzie w moją stronę. Wymija mnie zgrabnie i swoim jak dla mnie zawsze wdzięcznym krokiem zmierza do auta.
- Moja - mówię pod nosem i zamykam za nią drzwi.
Obchodzę samochód i też zajmuję miejsce. Mam dzisiaj plany na tę pogodną środę.
- Jak dzień?- pyta.
- Męczący jak twoi pracownicy to osły - mruczę. - Wszystko dobrze w szkole?
- Może być.
- Co z przedstawieniem? - zmieniam bieg i wyciągam w jej stronę rękę.
- Jeszcze nie wiadomo..
- Porywam cię na małą wycieczkę. Spokojnie - widzę jej minę i śmieję się. - Dzisiaj wrócimy. Mam pracę.
- Daleko?
Kręcę głową. Nie daleko, ale nie powiem jej gdzie. Włączam radio i jadę spokojnie drogą krajową, wyjeżdżając z Londynu.
Dziewczyna przechyla się i sięga do tyłu po torbę z której wyciąga gumę do żucia. Mam dla niej prezent, ale dam go później.
- Chcesz? - pyta.
- Nie, dzięki.
- Nie lubisz gumy?
- Nie, po prostu mam w buzi - śmieję się.
- To ją wypluj i weź ode mnie.
Otwieram okno i wyrzucam gumę. Biorę od niej, żeby była zadowolona.
- Jest dobra, nie pożałujesz. - mówi jakbym właśnie podjął ważną decyzje.
- Yhym, świetna jest skarbie.
- Wiem przecież, tez mam. - pokazuje mi biorąc ja między zęby.
Całuję ją w policzek. Jest lepiej. Nie przechodzi żadnej traumy. Między nami chyba też jest dobrze...Jadę M1 nad Neasden. W końcu docieramy do Welsh Harp. Brunetka patrzy na mnie pytająco.
- Jezioro - puszczam jej oczko i parkuję auto.
- Nie będziemy się kąpać prawda?
- Jest zimno Tonnie. Za zimno na kąpiel - odpowiadam i wysiadam.
Pomagam jej zeskoczyć z terenówki. Otwieram bagażnik, aby wyjąć koc i rzeczy, które przygotowała Tessa. Zaczynam ją lubić.
- Na aucie.
- Chcesz mieć piknik na masce auta?
- Myślisz że się wgniecie?
- Myślę, że będzie ci cholernie nie wygodnie - odpowiadam i biorę ją za rękę.
Dzisiaj nikogo tu nie ma, ale w weekendy jezioro jest bardzo oblegane. Idzie za mną obrażona. Rozkładamy koc i na nim siadamy. Patrzę na jej profil, gdy zacięcie wpatruje się w wodę. Widać, ze udaje ale jest taka ładna gdy się złości. Seksowna. Trącam jej policzek nosem i obejmuję ramieniem talię dziewczyny.
- Idź sobie - odpycha mnie tak, że prawie ląduje na plecach.
Ciągnę ją za sobą. Uśmiecham się i zaczynam ją łaskotać.
- Nie! To nie! - błaga.
Ląduję pode mną. To mi się bardzo podoba.
- Harry!
- Wiem, że masz wszystko czego tylko chcesz - zaczynam.
- Co? - pyta zdezorientowana.
- Więc nie wiedziałem co mogę ci dać, abyś nie była znudzona.
- O czym ty mówisz? - fuka, pospieszając mnie do odpowiedzi.
- O prezencie - zawieszam na jej szyi taki sam krzyżyk jak ja mam.
- Z jakiej okazji? - pyta zdziwiona.
Prawdziwe zaskoczenie maluje się na jej twarzy. Pewnie jestem ostatnią osobą, która mogłaby dać jej cokolwiek.
- Z żadnej skarbie - Opieram się na ręce, patrząc na nią.
- Dziękuje - obraca go w palcach i opuszcza na dekolt.
Uśmiecham się. Liczyłem na to, że wrzuci go do jeziora. Bardzo miłą niespodzianka. Moja ślicznotka leży na kocu, a ja czytam to czego ma się nauczyć.
- Myślisz że to możliwe kochać kogoś tak bardzo? - pyta, przerywając mi.
- Jak Romeo Julię? - unoszę brew i patrzę na nią z nad tekstu.
- Jak Julia Romea.
- Wydaję mi się, że to była dziwna miłość. Myślę, że można kochać kogoś tak bardzo jak woda ogień, bo bez siebie nie byłyby nic warte. Jak dzień kocha noc, bo gdyby nie było noc nie byłoby też dnia. Jak słońce księżyc. Jak deszcz suszę.
Chyba myśli nad tym bo nie odzywa się tylko patrzy w niebo. Pozwalam jej na analizowanie tego co powiedziałem i wracam do lektury. Nigdy nie lubiłem Szekspira. Robił takie dramaty, które w ogóle nie miały sensu.
- Chmury się zbierają... - słyszę.
Patrzę w górę i widzę, że niebo trochę ciemnieje. Uśmiecham się łobuzersko i odkładam książkę. Zwisam nad Tonnie.
- To co Julio? - dotykam ustami jej ust. - Życie jest po to, aby ryzykować.
- Czy będziemy chorzy czy nie? - pyta uśmiechając się lekko.
Jak taka istotka może być tak słodka? Czasem jestem zły, że na nią krzyczałem, ale trudno mi trzymać nerwy na wodzy. Niestety. Szybko się denerwuję.
- Nie będziemy chorzy. Ja tam bym cię chciał całować podczas deszczu.
- Ale nie pada - podsuwa się trochę by dzieliła nas większa odległość.
Dobrze zauważa. Uśmiecham się i muskam ustami jej obojczyk, a potem podnoszę się.
- Wracamy?
- Nie. Uczymy się roli - odpowiadam.
- z tobą nie - kręci głową.
- Nie mamy czasu.
- Nie - mówi twardo.
- Może nie jestem Ashtonem, ale chcę ci pomóc.
- Uuu.. - obraca się na brzuch i ledwo powstrzymuje śmiech.
Łapię ją za biodra i podnoszę do góry. Obracam dziewczynę i przechylam na rękę.
- Nie, puść.. - piszczy.
- Chcesz czy nie ten piknik będzie udany - całuję ją w brodę i stawiam do pionu.
- Przecież nic nie mówię..
Sadzam ją na pupie i uczymy się jej roli. Ma zapewnione, że będę siedział w pierwszym rzędzie.
- Aaaaa! - powtarzamy kwestie. Po jakiejś godzinie dziewczyna krzyczy gdy w jednej sekundzie spada ściana deszczu.
Zaczynam się głośno śmiać i przyciągam ją do siebie. Przerzucam przez ramię i biorę to co da się uratować. Idziemy do samochodu.
- Nic nie widać - mówi brunetka gdy siedzimy już w aucie.
- Bez obaw kochanie, dojedziesz cała i zdrowa - zapewniam ją.
Nie takie trudności miałem na drogach. Gdy w radiu leci piosenka Justina Timberlake'a, Antonietta zaczyna cicho nucić. słucham jej w milczeniu, spokojnie jadąc w stronę jej domu. W pewnym momencie na prawdę muszę stanąć na poboczu. Ulewa kompletnie odbiera widoczność. Musimy przeczekać. A pogoda naprawdę była taka ładna. Eh, ta Anglia.
Mała chyba nawet nie zauważyła że nie jedziemy. Dalej kiwa się do już innej piosenki z zamkniętymi oczami. Wygląda uroczo, a ja zauważam że zaczynam się rozczulać.
- Pójdziesz ze mną na kolację? - wypalam.
Ta zastyga i patrzy na mnie.
- Na kolację?
- Tak - kiwam głową. - Ale nie dziś.
- Chyba.. chyba kolacja będzie w porządku.
~~~~~*~~~~
Byłam wczoraj na MIASTO 44. Mówię od razu ,ze film jest bardzo mocny. Naprawdę. Daję dużo do myślenia. Ktoś był?
Tu na poprawę humoru zwiastun do nowego opowiadania