Podpisuję swoją kartkę
i wstaję ostrożnie z niewygodnego krzesła. Przechodzę przez korytarzyk między
ławkami, a później kładę swoją pracę na biurku nauczyciela - pana Williamsa.
Darzyłam go sympatią, ale dzisiaj popsuł mi dzień. Rozpoczął zajęcia od kartkówki
z matematyki, na którą w ogóle nie byłam przygotowana. W weekend miałam
znacznie ważniejsze sprawy niż powtórzenie materiału. Wyjątkowo to
zbagatelizowałam. Zastanawiałam się, co wspólnego może mieć Harry z napadem w
kuchni. To niemożliwe, aby to był on. Nie miałby powodu mnie nachodzić i...nie
mam argumentów. Przecież sama stwierdziłam, że jego zachowanie było dziwne i
nie wyjaśnione. Jego ostatnia wizyta była dla mnie krępująca. Czułam się jakby
wiedział coś, co i ja powinnam wiedzieć. W pewien sposób osaczał mnie swoją
obecnością. Nie wiem dlaczego, ale może być podejrzany. Gdybym powiedziała to
tacie, wyśmiałby mnie albo jeszcze gorzej. Co mogę zrobić? Czekać, aż zagadka
sama się rozwiążę. A może dostanę zawału przy kolejnej niespodziewanej wizycie?
To nie jest normalne. Nie rozumiem czemu to właśnie ja mam mieć prześladowcę.
Chociaż mnie nie skrzywdził, nie może być bezpieczny.
To mógłby być każdy, ale ten głos zapamiętałam
na zawsze i wiem, że gdy usłyszę zachrypnięty szept, będę wiedzieć do kogo on
należy.
Posyłam mężczyźnie za
biurkiem krzywy uśmiech i wracam na swoje miejsce. Mam nadzieję, że coś tam
pamiętałam. Nie chcę zawalić. Warto zbierać dobre oceny, potem ciężko to
nadrabiać. Będzie więcej materiału, czyli więcej nauki.
Tata upierał się, abym została jeszcze w domu,
ale nie chciałam się ukrywać. Riley mnie odwiózł, a tutaj nic mi nie groziło.
No, prócz oczywiście nachalnych kolegów. Ale to szczegół. Da się wytłumaczyć im,
że nie ma kogo tracić czasu. Nie szukam chłopaka. Zresztą dla nich to tylko
zabawa. Upokorzyć Tonnie.
Poprawiam się na
krześle i lekko odwracam głowę, aby spojrzeć na Ashtona siedzącego w drugim
rzędzie z tyłu. Próbuje rozwiązać zadania podane przez nauczyciela, ale mu się
to nie udaje i zdenerwowany przygryza wargę. Wygląda nieco lepiej niż w sobotę.
Limo stało się bladsze. Dalej czuję się winna całego zajścia. Jednakże wyrzuty
stały się nieco mniejsze. Dobrze, że jest z nim lepiej. Nasze spojrzenia
krzyżują się. Posyłam mu uśmiech, przygryzając długopis. Ashton również
delikatnie się do mnie uśmiecha, ale zaraz potem szybko wraca do pisania
kartkówki. Wracam wzrokiem na swoją ławkę i czekam tak do dzwonka. Koniecznie
musimy porozmawiać. Ja i Ashton. Jest dużo rzeczy do wyjaśnienia. Nie mogę
czekać. Znów brak odpowiedzi będą mnie męczyć.
~*~
Zatrzymuję Ashtona na
przerwie po ostatniej lekcji. Łapię ramię chłopaka i ciągnę
w kierunku swojej szafki. Jest zdziwiony
i zmieszany. Jestem pewna, że w ogóle nie chce ze mną rozmawiać, lecz ja muszę
znać powód tego całego pobicia. To nie był przypadek. O coś musiało chodzić, a
on to przede mną ukrywa. Rozumie, że nie chce mnie martwić, ale to nie jest
wyjście.
Stajemy nieco dalej niż
inni uczniowie. Nikt nie musi przysłuchiwać się naszej rozmowie. To szkoła, ale
potrzeba mi trochę prywatności. Inaczej tego nie rozwiążę. Nie będzie chciał ze
mną porozmawiać przez telefon. Po prostu nie odbierze.
– Czemu mnie unikasz? – pytam, chowając książki do szafki. – Cały dzień, gdy tylko szłam w twoją
stronę, uciekałeś. To było dziecinne, Ash. Nie mamy pięciu lat. Przepraszam
jeśli coś zrobiłam. Nie randkuję, ani nie spotykam się z nikim, więc mogę... – przerywa mój słowotok.
– Nie chodzi o ciebie. Po prostu mam
trzymać się z daleka od ciebie i dla swojego zdrowia to robię, dobrze? Bardzo
cię lubię, ale spróbuj mnie zrozumieć – prosi.
– Ale właśnie nie rozumiem. Powiedz mi – domagam się wyjaśnień.
Patrzę na chłopaka, stojącego przede mną
i nie umiem uwierzyć w jego słowa. Jak ktoś może mu zabraniać spotykania się ze
mną i dlaczego?
– Przestań. Po prostu nie chcę, żeby coś
mi się stało. No i tobie też. Odpuść – wzdycha.
– I dlatego masz mnie w nosie? Zastanów się
jeszcze… – staję na palcach i całuję go w policzek. - Wydaje mi się, że mogłeś
wymyślić lepszą wymówkę... – mówię po chwili.
Ashton patrzy na mnie zaskoczony.
– Boże, dziewczyno ma mnie zabić, abyś
uwierzyła? Muszę iść. Cześć – omija mnie i wychodzi ze szkoły.
Zabić? Kto, przepraszam, miałby go zabić
i to z mojego powodu? Wciąż nie wiem kto go pobił. Myślę, że o nim mówił.
Wcześniej zwierzał się, że to jego kolega. Nic nie ma sensu. Nic nie potrafię
ułożyć w logiczną całość, chociaż porozrzucane elementy mam pod nosem. Reżyser
mojego życia zaczął pisać kryminał.
Potrzebuję świeżego
powietrza, bo za chwilę moja głowa eksploduje. Zabieram plecak i opuszczam
budynek. Chłodny wiatr muska moją twarz i ramiona, przez co przechodzą mnie
dreszcze. Nie zdążyłam ubrać bluzy. Od razu szukam wzrokiem Rileya. Zerkam też
nerwowo na mercedesa, który ponownie zajmuje swoje stałe miejsce. Cudownie.
Pytam jeszcze raz: co się dzieje?
Szybkim krokiem idę do
auta, w którym czeka mój kierowca. Jestem tak wściekła, że nie umiem tego
opisać. Jeśli ktoś znajdzie odpowiedź na moje pytania, dam mu gwiazdkę
z nieba. Z samochodu wysiada mężczyzna i
nie jest nim Riley. Zszokowana patrzę na Harry, który podchodzi do mnie, aby
otworzyć drzwiczki.
– Dzień dobry, Tonnie.
Riley ma wizytę u lekarza. Przyjechałem po ciebie. Wsiadaj, piękna – mówi,
uśmiechając się szelmowsko.
Piękna? Chwila.
Przystopujmy.
Mrugam i nagle złość
wyparowuje. Chciałam komuś wykrzyczeć w twarz wszystko to co nie daje mi spać
po nocach, ale teraz mam w głowie pustkę.
– Tak? – pytam bez
tchu. – Dobrze... dziękuję – jak otumaniona zajmuję miejsce
w aucie.
Mężczyzna zajmuje
miejsce kierowcy i rusza. Nazwał mnie Tonnie. Nikt tak do mnie nie mówił.
Ciepło rozlewa się po moim ciele. A przecież się go boję... Może się mylę i
wcale nie jest zły? Bo czemu ma być? Okej, mam parę argumentów. Lepiej będzie
jeśli przestanę o tym myśleć. Harry był uprzejmy, to prawda, ale też… dziwny.
Jest w nim coś co wzbudza dreszcze, ale chyba nie powinnam tak się nastawiać.
Zapinam pas, przyglądając się jego profilowi. Jest
skupiony na drodze, a ja mogę podziwiać jego przystojną twarz.
– O czym myślisz? – pyta
patrząc na mnie w lusterku.
– O tym czy masz żonę –
wypalam. Jeśli to możliwe to moje policzki pokrywa kolor szkarłatny.
Harry zaczyna się śmiać,
a jego głos rozchodzi się po aucie.
– Nie mam żony, Tonnie
– mruga do mnie i wyprzedza czarne volvo.
O matko, zbłaźniłam
się. Jak zwykle nie umiem trzymać języka za zębami kiedy trzeba.
– Dlaczego? – ciekawość
wygrywa.
– Widocznie nie
trafiłem na odpowiednią kobietę. Nie miałem takiej, z którą wiązałbym swoje
życie, przyszłość. Której ofiarowałbym miłość. Myślę, że jeszcze mam trochę
czasu – mówi po krótkim namyślnie. – A czemu pytasz?
– Obstawiałabym, że
kogoś masz – wzruszam ramionami.
Mruży zielone oczy i
uśmiecha się, co widzę w lusterku.
–
No cóż. Teraz wiesz. Nie mam. Jestem singlem – zapewnia mnie Harry.
Kiwam głową i wracam
wzrokiem na jezdnię.
Pocieram dłonią uda i
czekam, aż dojedziemy do domu. Jest chłodno, ale co mogę poradzić na to, że do
szkoły trzeba przychodzić w mundurku. Składa on się ze spódniczki, białej
koszuli bez rękawów i bordowego sweterka. Pozwalają nam przychodzić w
spodniach, ale lepiej, aby dziewczyny przestrzegały typowego ubrania. Szkoła
jest stara, więc ma zasady. Jednakże nauczyciele nie ganiają za nami i nie
wlepiają uwag czy ostrzeżeń.
Harry parkuje w
garażu i przepuszcza mnie w drzwiach do domu. Wchodzę czując jego wzrok na
sobie. Mam ochotę odwrócić się i zapytać czego chce, ale brakuje mi odwagi.
Po prostu idę do
kuchni, gdzie czeka ciepły obiad, a Harry znika w biurze mojego ojca.
Siadam do stołu. Naprawdę jestem głodna.
Tessa przygotowała placki po węgiersku. Oryginalnie. Korzysta z przepisów na
danie nie tylko angielskie, czym urozmaica naszą kuchnię.
Po
posiłku idę na górę, nie mając ochoty na żadne rozmowy. Sprawa z Ashtonem dalej
jest niewyjaśniona. Świetnie. Tak naprawdę nic dzisiaj nie załatwiłam, chociaż
planowałam.
Odkładam plecak na
podłogę obok biurka i siadam na krześle. Zawsze najpierw zabieram się za lekcje
i naukę, aby potem mieć wieczór dla siebie. Zdecydowanie wolę go spędzać z
lekturą, a nie stosem podręczników rozrzuconych na łóżku.
Teraz całkowicie skupiam uwagę na
matematyce. Świat liczb pochłania mnie na dobre dwie godziny. Zamykam właśnie
zeszyt, gdy słyszę pukanie do drzwi.
– Proszę – schylam się
i chowam zeszyty do torby.
– Zostałem oddelegowany,
aby przynieść panience deser – mówi osoba o zachrypniętym głosie, stojąca w progu
pokoju.
Prostuję się szybko i
odwracam w kierunku mężczyzny. Nerwowo przełykam ślinę. Czy on musi pojawiać
się nawet w mojej sypialni?
– Wystarczyłoby mnie
zawołać. Zeszłabym – mruczę niewyraźnie, ale chyba to słyszy.
Styles wzrusza
ramionami i podchodzi do biurka, niosąc pucharek
z czekoladowymi lodami.
– Dziękuję – mówię
wyciągając rękę po naczynie.
Podaje mi deser i
opiera się o mebel, oblizując dolną wargę językiem.
– Dużo nauki? – pyta,
biorąc do rąk podręcznik od biologii, który leży tutaj od paru dni.
– Nie jest lekko.
– Przeszedłem przez to.
Współczuję – kartkuje strony, a potem odkłada książkę. – No
dobrze. Nie przeszkadzam ci, mała. Pójdę już, do zobaczenia - brunet pochyla
się i sięga po moją dłoń, którą całuje.
– Pa – uśmiecham się
delikatnie.
Puszcza mi oczko i
odpycha się od biurka. Opuszcza pokój, zamykając za sobą drzwi. Wzdycham cicho.
Naprawdę nie ma co się przejmować. Harry nie jest groźny. Biorę łyżeczkę i
zaczynam jeść. Najwyżej spalę to na WFie, próbując przy tym nie stracić życia.
~*~
Kładę się do łóżka i gaszę
lampkę na szafce. Poprawiam miękką poduszkę, w którą wtulam policzek. Myślę, że
zaraz odpłynę, zmęczona całym dniem. Właśnie, jedyne o czym myślę to głęboki
sen.
Praktycznie już
zasypiam, gdy czuję silne ramię obejmujące moją talię. Otwieram szeroko oczy
przestając oddychać. To zdecydowanie nie
są perfumy mojego ojca. Zresztą tata nie przyszedłby w noc, aby mnie przytulić.
Kurczowo zaciskam palce na pościeli. Boję się odwrócić. Osoba za mną mi na to
nie pozwala. Nie mogę wykonać żadnego ruchu. Chcę krzyknąć, ale tak jak
ostatnio, głos grzęźnie mi w gardle. Nie dość że jestem unieruchomiona to teraz
jeszcze wie że nie śpię. Może zrobić wszystko. Może mnie zgwałcić, zabić,
nastraszyć. W tym momencie żałuję, że nie powiedziałam tacie.
– Śpij, maleńka Jesteś
bezpieczna – ciepłe powietrze z ust mężczyzny za mną, owiewa moją szyję.
Zamykam mocno powieki i
czuję jak zaczynam się dusić. Atak paniki. Znów. W głowie gonitwa myśli. Kto to
jest?
– Czego chcesz? - pytam szeptem. – Kim jesteś? – zadaję kolejne pytanie.
Czekam na odpowiedź.
Dlaczego znowu tu przyszedł? Z bezsilności zaczynam płakać.
Zimne palce dotykają mojego brzucha pod
koszulką. Przechodzi mnie dreszcz. Zaciskam mocno oczy. Łapię urywany oddech.
Czuję się bezsilna.
Zaczynam się ruszać.
Próbuję chociaż go kopnąć. Łokciem trafiam w jego żebra. Słyszę jak syczy przez
zęby. Szarpię się z nim. Nie pozwolę mu… Właśnie? Na co? To nie jest ważne! Nie
mam jak się bronić.
– Bardzo chcesz wiedzieć? – warczy i przesuwa
dłoń na moje biodro, skutecznie mnie uruchamiając. – Uspokój się, bo żadna z
osób na dole nie może ci pomóc. Z prostej przyczyny. Ten dom jest zbyt duży, a
twój pokój za bardzo oddalony, aby przez sen dotarł do nich twój stłumiony
krzyk. Chcesz próbować dalej?
Kręcę głową, chcąc się
bardziej skulić. Mam wrażenie, że jeśli nie krzyknę, on mi nic nie zrobi.
Będzie groził i wyjdzie. A kiedy wyjdzie powiem tacie. Obiecuję, zrobię to.
– Powiedz mi – piszczę, chaotycznie łapiąc
oddech. Mój żołądek zwija się w supeł.
Próbuję się odwrócić. Pozwala mi na to,
a potem gwałtownie jego usta napierają na mnie tak, że nie jestem w stanie
powiedzieć kto mnie całuje. Ale wargi oprawcy są miękkie i czule składając
pocałunki na moich.
Kładę ręce na jego klatkę i próbuję
odepchnąć. Nie daję rady. Jest zbyt silny. Dociska mnie do materaca. Z ust
wymyka mi się pisk, który i tak zostaje zagłuszony. Przestaję walczyć. Leżę
nieruchomo. Dłonie trzyma na moich biodrach. Mam zamknięte oczy, nie mając
odwagi po prostu ich otworzyć. Może to lepiej…
O jejku! Ale świetny rozdział, nie mogę się doczekać następnego. Życzę Ci weny oraz powodzenia w dalszym pisaniu :) Chyba codzienie wchodzę tutaj szukając nowego rozdziału :p
OdpowiedzUsuńPS: Bardzo podoba mi się, że w tym ff zostawiasz swoje notki pod rozdziałami :)
Ale ekstraśny ! Boże dziewczyno serio masz 36 rozdziałów ?! Rany, nieźle :)) jestem ciekawa kto jest facetem w czarnej masce xdd to jest jedno z lepszych ff jakich czytam a uwierz czytam ich duużooo! c: czekam na następny ! xox
OdpowiedzUsuńjak masz wolna chwile to zapraszam do mnie:
http://forgiveniallhoran.blogspot.com/
Boski *.*
OdpowiedzUsuńkocham twojego bloga!!! nie moge sie doczekac nastepnego... pośpiesz sie nie kaz mi długo czekac !!! please !!!! kocham i pozdrawiam ... powodzenia z kolejnym i eny ci zycze <3 <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział! Jejku, robi się już coraz ciekawiej i ciekawiej ♥♥ Czekam z niecierpliwością na next! :D ily ♥
OdpowiedzUsuńMegaa <3 Czekam na kolejny rozdział *o*
OdpowiedzUsuńświetny :*
OdpowiedzUsuńSwietny rozdzial.*-*
OdpowiedzUsuńo jezuuuuuuu jaki super orzdzial!!
OdpowiedzUsuńWow, super! ♥ Next :*
OdpowiedzUsuńSuper! Ciekawy rozdział :) Ciekawe kto tak delikatnie i czule całuje ;)
OdpowiedzUsuńNiki
Ojej! Kocham to opowiadanie! Czekam na next! Piszesz coraz ciekawiej, super. Weny! :*
OdpowiedzUsuńSuper ❤
OdpowiedzUsuńJejku genialne :**
OdpowiedzUsuńCudo *.*
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuńJakie emocje. Nadal jestem pewna, ze to Harry:) Nie może jej pocalowac tak normalnie wiec przychodzi po cichu i smakuje jej ust:)
OdpowiedzUsuńJezus jaki on dziwny, ale....... to fajne! :D
OdpowiedzUsuńbelieveit-justinbieber.blogspot.com
Boziu jakie urocze :*
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział ♥!
OdpowiedzUsuńzajebisty <3333 to na 1000 % Hazz :DD
OdpowiedzUsuńAWW... słodko o matko Hazz <333
OdpowiedzUsuńMega:* ily♥
OdpowiedzUsuńAww Jaki Słodki ;*
OdpowiedzUsuńK.
Usuń