niedziela, 21 września 2014

Rozdział 11

Sobota to taki miły dzień. Nie muszę iść do szkoły, odrabiać lekcji, ani nawet myśleć o matematyce. Jutro pouczę się do sprawdziany z geografii i będzie z głowy.
Poprawiam poduszki na huśtawce w ogrodzie i siadam na niej, w ręku trzymając Romeo i Julię. Czytam to na głos, chcąc jak najwięcej zapamiętać. Dzisiaj jest pogodnie, ale wietrznie. Co chwila kosmyki włosów wpadają mi na twarz.
Chcesz już iść? Jeszcze ranek nie tak blizki,
Słowik to, a nie skowronek się zrywa
I śpiewem przeszył trwożne ucho twoje.
Co noc on śpiewa owdzie na gałązce
- Wierzaj mi, że to był słowik - słyszę odpowiedź. 
Podnoszę wzrok i momentalnie cichnę. Wracam do lektury jednak zachowuje już treść dla siebie. Wiedziałam, że w końcu przyjdzie. Przynajmniej dzisiaj wygląda tak normalnie. W zwykłych rurkach i koszulce z nadrukiem ulubionego zespołu. I chyba ma trochę krótsze włosy niż ostatnio. Zauważam to kątem oka i...skąd ja znam takie szczegóły?!
- Chodź tu - siada na huśtawce i bierze mnie na kolana. - Zabieram cię na wycieczkę.
- Chyba nie muszę mówić, że nie chcę - próbuję zejść.
Trzyma mnie, nie pozwalając na żaden ruch. Cholera! Czy on musi być silniejszy, wyższy i w ogóle? Ma na mnie tak wielki wpływ, że czasem nie wiem czy nie wpływa na moje myśli.
- Przestań. Będzie fajnie - całuje mój nos i stawia mnie na trawię, lustrując wzrokiem.
Mam na sobie czarne rurki i białą bluzkę z szarymi rękawami. Na niej widnieje czarny napis MelbOurne. Harry zaczyna się uśmiechać. Jest rozbawiony tym, że ubraliśmy się podobnie.
- Przypadek - mruczę.
- Tak, domyślam się - mruga do mnie i wyciąga telefon. - Masz dziesięć minut na ogarnięcie się.
- Nie ma mowy. Nigdzie z tobą nie pojadę. - zakładam ręce na piersi.
Patrzy na mnie, ale nie denerwuje się. Na jego twarzy wciąż widnieje uśmiech, ukazujący dołeczki w policzkach. Zwilża dolną wargę językiem. Czy on właśnie spogląda na mnie z pożądaniem? Nie, na pewno mi się wydaje. Pomyłka, coś mi się przewidziało. Biorę książkę i wracam do domu.
Zderzam się z twardym torsem taty. Nie poszedł do pracy. Weekendy spędzamy razem. A nie, dzisiaj zabiera mnie Harry. Świetnie.
- Cześć malutka - całuje moje czoło. - Jadłaś śniadanie?
- Nie. Wymiotowałam - zmyślam na szybko. - źle się czuje.
Kłamstwo musi być wyjściem z tej sytuacji. Nie chcę spędzać z Harry'm czasu. Czuję się przy nim źle.
- Tak? - patrzy na mnie niespokojnie. - Dałem Rileyowi wolne, ale Harry może zawieźć cię do lekarza. Mam dużo pracy.
- Myślę że po prostu muszę się położyć tato.
- A jak ci nie przejdzie? Nie chcę cię mieć na sumieniu - gładzi ręką moje plecy.
- Zajmę się nią - Harry staje obok. - Towar będzie jutro, listę wysyłałem ci na maila.
Zaczyna mi się robić gorąco. Nie chce z nim zostawać. Będę czuła się niekomfortowo. I znów ta jego kontrola.
- Nie trzeba.. - wtulam się w ojca.
- Idź z nim. Będę pewny, że nic ci nie jest - całuje mnie po włosach. Och tato, czemu ty nic nie rozumiesz.
Prostuje się i niepewnie spoglądam na Harry'ego. Chyba wstał prawą nogą. Uśmiecha się, chociaż wie że kłamię. Może ten dzień nie będzie taki tragiczny. Tato wychodzi a my zostajemy sami.
- Warto chociaż próbować. - odzywam się.
Kręci głową i przyciąga mnie do siebie.
- Zostało ci pięć minut. Czekam przed domem - mówi.
Puszcza moje biodra i wymija mnie, opuszczając posiadłość. Idę na górę, a raczej się tam wlekę. Poczeka, bo ja się tak szybko nie wyrobię. Niestety nie działam dzisiaj na szybkim obrotach. Nie przebieram się, ale robię makijaż i czeszę swoje włosy. Jak zwykle nie da się nic z nich zrobić, więc zostawiam rozpuszczone. Szukam mojej torby, co trochę mi zajmuje, i pakuję do niej potrzebne mi rzeczy. Odruchowo wyglądam za okno, które ma widok na podjazd, i widzę Harry'ego opierającego się o bramę oraz Ashtona który parkuje motor.
- O nie.. - zbiegam szybko na dół, prawie się zabijając.
Nie mogę dopuścić do bójki. Nie kolejny raz, aby mieć wyrzuty sumienia. Tessa patrzy za mną zdziwiona, gdy wybiegam z domu jak postrzelona. Zbiegam po schodkach, nie wywracając się (co jest dla mnie sukcesem), i docieram do bramy.
- Jestem. - mówię na wydechu.
- Cześć - Ashton mi macha. Jak zwykle ma bandamkę. W zasadzie Harry dzisiaj też.
Nie odzywa się. Patrzy w chodnik, z rękoma na klatce.
- Hej - delikatnie się do niego uśmiecham. Stoję plecami do Harry'ego, więc składam ręce jak do modlitwy i wymownie patrzę na blondyna by odjechał.
- Chciałem tylko...- drapie się nerwowo po karku. Na pewno to nie jest dla niego zręczna sytuacja. - Co mamy zadane? Wyślesz mi?
- Jasne, tak..nie ma sprawy.
Słyszę prychnięcie za plecami. Blondyn wycofuje się i wsiada na motor, odjeżdżając. Wypuszczam powietrze z ust oddychając z ulgą.
- Jakby nie było telefonów. Chodź - Harry bierze mnie za rękę i ciągnie w stronę czarnego Range Rovera.
- Torebka.. - pokazuję na dom.
- Zaraz mnie jasny szlag trafi, przysięgam - mówi nie odrywając się. Bierze oddech, puszczając tym samym moją dłoń.
Gdy idę do domu powolnym krokiem, na moich ustach widnieje uśmiech. Wracam już z kamienną twarzą.
Brunet otwiera mi drzwi od dużego auta i wskazuje ręką, abym wsiadła. Zajmuję miejsce, od razu czując ciepło. On sam również wchodzi do samochodu i odpala silnik.
- Gdzie w ogóle jedziemy? - odzywam się po ruszeniu.
Wywraca oczami. Jeju, tylko pytanie zadałam. Ashton się pojawił i już ma gorszy humor.
- Do Chealse. Na największy targ książki.
Jak dobrze, że wróciłam się po tą torebkę. Guzik by mi dał targ gdybym nie wzięła pieniędzy.
- A potem na obiad i jezioro - dodaje, wyprzedzając auta przed sobą.
On również jeździ szybko, ale ostrożnie. Panuje nad kierownicą. Podobnie jak Riley. Już się nie odzywam. Spokojnie i cierpliwie czekam. Myślę, że nie będzie tak źle. Porozglądam się za jakąś ciekawą książką. Ważne, żeby go nie wkurzyć. Tak to, jest całkiem miły. Nie mówię, że polubiłam Harry'ego, ale wolę jego spokojną wersję.
- Po co czytasz Romeo i Julie? - przerywa ciszę ochrypłym głosem.
Przygryza wargę, co zauważam, i zmienia bieg.
- W szkole będzie przedstawienie. - odpowiadam. Zadał pytanie więc kultura tego wymaga.
Poza tym nie był nie miły. Kiwa głową i uśmiecha się.
- A ty będziesz grała?
- Nie wiem tego jeszcze.
- A chcesz grać? - kładzie lewą rękę na moim kolanie.
- Nie wiem, może.. - zabieram nogę.
Nie poddaje się. Tym razem kładzie ją na moim udzie w na tyle mocnym uścisku, aby ją unieruchomić , a nie sprawić mi bólu. Odwracam głowę i patrzę przez okno na rozpływający się przez szybkość z jaką jedziemy obraz. Chelsea nie jest daleko. Za kilkanaście minut z pewnością będziemy.
- Ile masz lat? - ciekawość wygrywa z nieśmiałością.
- Dwadzieścia pięć królewno.
- Jakoś tyle bym ci dała. Szybko osiągnąłeś dosyć dużo.
- czyli co, według ciebie? - pyta ciekawy.
- Prace dla człowieka jak mój tata.
- Widzisz, dla mnie to nie jest zaszczyt. - co to może znaczyć?
Nie odzywam sie na to. Poprawiam się w fotelu i czekam, aż dojedziemy. Brunet też nie podejmuje rozmowy. Przyśpiesza, dlatego jesteśmy szybciej. Tam gdzie się zatrzymujemy, jest coraz więcej osób. Widać targ cieszy się dużym zainteresowaniem.
Naprawdę jest ruch. Wychodzę z auta. Harry bierze mnie za rękę. Ciężko, ale udaje mi się ją wydostać. Więc robi to inaczej. Po prostu splata nasze palce i trzyma mnie obok siebie. Świetnie. Pewnie dla ludzi wokół wyglądamy jak kochająca się para. Chociaż tak wcale nie jest. Tłumy ludzi wychodzą z targu, a my właśnie zaczynamy się rozglądać. To znaczy...Ja to robię.
Są działy a w nich wszystkie dzieła poukładane alfabetycznie. Są nowe książki, ale i te bardzo stare oraz zniszczone. Na pewno nie wyjdę stad z pustymi rękoma. Patrze na Harry'ego znacząco i podnoszę nasze złączone dłonie. Jak mam tak książek szukać?
Puszcza mnie, ale stoi obok. Sięgam po jedną z książek i otwieram na przypadkowej stronie. Stwierdzam, że to poezja. Wiersze miłosne.
- Ktoś ma ochotę na coś romantycznego - słyszę śmiech Harry'ego przy uchu.
- Poszukaj czegoś dla siebie, dobrze?
- Lubię kryminały. Nie wiem czy tu coś takiego znajdę - całuje mój policzek.
- Nie podejrzewałabym.. - mruczę idąc dalej.
W efekcie końcowym wybieram trzy książki. Opisy z tyłu spoilerują ją, bardzo ciekawie. Wszystkie są o miłości, ale każda ma inną fajną fabułę. Na pewno przeczytam. Harry płaci za mój zakup.
- Wzięłam pieniądze.
- Nie uwłaczaj mi - patrzy na mnie spod rzęs i podaje przezroczystą reklamówkę.
- Dzięki -  biorę ją bez dalszych, zbędnych kłótni.
- Szukasz jeszcze czegoś czy idziemy na obiad?
- Możemy iść - odpowiadam cicho.
Poprawiam torebkę na ramieniu.
- To chodź - jednym ruchem podnosi mnie. Szybciej pokonujemy dystans do samochodu.
Czuję wzrok masy ludzi gdy odjeżdżamy. Mógł sobie darować. Wiem też, że moje rumieńce są teraz bardziej widoczne. Wbijam wzrok w swoje trampki.
- A na co masz ochotę skarbie?
- Mówiłeś o obiedzie. Ty decyduj - burczę.
Nie popsuł mi humoru, ale nie musiał mnie nosić robiąc przedstawienie. To mnie dosadnie zawstydziło. Nic nie poradzę na to, że jestem nieśmiała.
- Kobietą się ustępuje. Słucham propozycji.
- Chyba nie zawsze o tym pamiętasz
- Nie, ale dzisiaj tak. Dalej chcesz się kłócić? Po prostu powiedz - wzdycha stukając palcami o kierownicę.
- Owoce morza... Krewetki, tak. Najlepiej krewetki.
- Lubisz? - pyta manewrując autem.
- Lubię.
Kiwa głową, ale już nic nie mówi. Parkuje przed jakąś małą restauracja. Szyld mówi, że nazywa się ona "China restaurant".
Harry otwiera mi drzwi z przeszkloną szybą. Wchodzę do środka. Ściany są pomalowane na czarno. Gdzie niegdzie widnieje namalowany na czerwono wzorek chińskiego smoka z długimi wąsami.
 Chłopak obejmuje mnie w pasie i lekko popycha do jednego z około licząc dwudziestu stolików. Nie cierpię, gdy w jakikolwiek sposób zbliża się do mnie na mniej niż dwadzieścia centymetrów. Odsuwa mi krzesło, które wyglądem przypomina lekki fotel. Siadam i poprawiam pozwijany, śnieżnobiały, obrusik. Na nim stoi mały flakonik z białą Ketmią Syryjską. Za nim kryje się mała podstawka na czerwone serwetki.
- Podoba mi się tu. A tobie?– mówi nagle chłopak.
Nie odpowiadam skupiam się na oświetleniu. Lampy są krwisto czerwone lub czarne. Daje to nieprzyjemny półmrok. Podłoga wyłożona jest ciemno-beżowymi płytkami z jakąś ciemniejszą fugą między nimi. Na suficie, który jest… bo dlaczego, nie… czerwony widnieje z kolei czarny smok z zakręconym ogonem. Przy połączeniu wszystkich czterech ścian z górna powierzchnią znajduje się ciekawa dekoracja. Na około niewielkiego pomieszczenia przybito deski drewna układające się w kształt specyficznie wyglądających dachów w Chinach. Ponad to z głośników wydobywa się spokojna chińska melodia. Spokojnie można tu przyjść leczyć nerwice. Wszystko w kolorach czerni i czerwieni. Białe są tylko te kwiatki i obrusy, na których znajduje się dopiero teraz zauważony przeze mnie wzorek chiński. Za dużo.
 Podchodzi do nas mała, zwinna kelnerka ubrana w prześcieradło ze śmieszną fryzurą na głowie. Podaje nam menu i znika za ladą. Ozdobiona jest obrazem Muru Chińskiego. Oczywiście nie mogło tam zabraknąć smoka, typowej roślinności tamtejszego klimatu, małych Chinek ze skośnymi oczami i wykończeń budowli ze śmiesznym dachem. Ci to mają upodobania.
Mój wzrok kieruję na sztywną kartę złożoną na pół. Mamy nowy kolor. Wściekło-żółty. Tak dosłownie mówiąc pomieszany z takim samym odcieniem pomarańczowego. Taki właśnie kolor ma nasze „menu”. Czcionka taka, że mikroskop wymięka, a obrazki wcale nie przedstawiają tego co jest przedstawione w opisie. Gdyby nie obecność Harryego mogłabym dać temu miejscu 10/10.
Przenoszę wzrok na chłopka. Nawet nie spojrzał na kartę. Siedzi ze skrzyżowanymi rekami na piersi i namiętnie mi się przygląda.
- Odpowiesz mi? – pyta wkurzony.
- Co ja Ci złego człowieku zrobiłam, że na mnie wrzeszczysz co pięć minut? – odpowiadam spokojnie i gapię się na kucharza restauracji.
Niski, ciemnoskóry dziadunio z małym i wąskim wąsem pod nosem. Ubrany w białą koszulę i czarne spodnie. Fartuch ma tradycyjnie… jakiego koloru nam tu brakuje, pomyślmy… czerwony. Zamiast czapki kucharskiej na głowie ma kapelusz w kształcie najnormalniejszego w świecie domu w Chinach, przynajmniej da nich…
Uśmiecha się do mnie życzliwie. Odpowiadam tym samym, ale trochę cierpkim wykrzywieniem twarzy.
Firanki przy oknach mają kolor ciemno brązowy. Są przepasane cienką wstążką tak, aby nie zasłaniać widoku i jednocześnie nie pozwalając światłu dziennemu wpaść do środka.
Rozglądam się po całym lokalu, tylko po to, aby nie patrzeć na mojego towarzysza. Wcale mi się nie uśmiecha tutaj z nim siedzieć. Omijam jego kierunek tak długo aż nie napotykam jego ciemno-zielonych od złości tęczówek.
- Nie ważne. Wybrałaś już? - odzywa się ponownie. Dalej jest rozdrażniony, ale widać ze stara się nad tym zapanować.
- Kurczak na ostro.
- Chciałaś krewetki. Dziewczyno, zdecyduj się.
- Teraz chcę kurczaka.
Nic już nie mówi. Wzywa kelnerkę i poprawia się na krześle. Dziewczyna uśmiecha się do niego jak do obrazka. Skoro ona jest chętna to dlaczego nie weźmie sobie jej. Ale nie, po co. Lepiej uczepić się mnie. Brunet nie zwraca na nią uwagi. Wpatruje się we mnie, składając zamówienie, a w oczach pojawia się płynna zieleń.
- Jeszcze Cole - dopowiadam.
- To wszystko? - pyta grzecznie, zapisując wszystko w małym zeszyciku. Harry patrzy na mnie pytająco. Sam zamówił jedynie wodę.
- Ja tak. Dziękuję.
- Dziękujemy - kiwa na nią głową w geście odesłania.
Ta niechętnie nas opuszcza. Och biedna. Złamał jej serce. Od kiedy ja jestem taka nie miła, nawet w myślach?
- Jak ty sobie to wyobrażasz? - pytam.
- Co? - patrzy na mnie z nad telefonu. Blokuje go i odkłada na stolik.
- Tą mnie jako swoją księżniczkę pseudo - wywracam oczami w duchu, czego przecież nie widzi.
Denerwuję mnie jego nastawienie. Uznał, że jestem JEGO, a ja przecież nie należę do nikogo.
- Normalnie - pochyla się opierając ręce o krawędź mebla. - Zacznij to akceptować.
- Odbierasz mi możliwość decydowania o sobie.
- Nie prawda. Masz dużo swobody. Nic aż tak złego nie robię.
- Więc nie wchodź Proszę nieproszony do mojego pokoju.
- Ale lubię. Zwłaszcza kiedy tak niewinnie spisz. No, ale dobrze. Będę pukać.
- I czekać na pozwolenie - zaznaczam. Zaczęliśmy się licytować.
- Obiad - mówi, a po chwili przede mną stoi talerz z kurczakiem przyprawionym po chińsku.
Dostaję również napój. Zaczynam jeść, starając się ignorować natrętny wzrok mężczyzny na przeciwko. Nie wiem jaki Harry jest bardziej denerwujący. Ten patrzący czy ten mówiący.
- Naprawdę smaczne - przyznaję.
- Byłaś głodna - stwierdza i bierze łyk wody.
- Dalej jestem - mówię bez krępacji. Gdy kończę danie czuje się jak balon.
Ale przynajmniej mój brzuch się zapełnił. Harry śmieje się z mojej miny o zostawia pieniądze.
- Smaczne.. - powtarzam cicho.
Wyciąga do mnie rękę. Wstaję, a później opuszczamy restaurację. Brunet szybko prowadzi mnie do samochodu. Jest bardzo pochmurno. W czasie drogi powrotnej zaczyna padać deszcz.
- Nici z jeziora - mówi bardziej do siebie.
- Szybciej wrócimy.
- Czemu ty zawsze robisz problem? - uderza ręką w kierownicę. - Jest dobrze, to musisz marudzić.
- Nie marudzę.. - mówię lekko wystraszona.
Wywraca oczami. Zaciska usta w cienką linie. W samochodzie unosi się nie przyjemna atmosfera. Skrępowana patrzę przez szybę, po której jak łzy, spływają krople deszczu. Dudni w dach terenówki. Kątem oka widzę jak szybko chodzą wycieraczki. Chyba nawet nie byłabym wstanie rozpoznać okolicy. Wszystko się rozmazywało. Do tego Harry nie jechał wolno. Opieram się wygodnie i zamyka oczy. W samochodzie rozbrzmiewa dzwonek telefonu. Na pewno nie mój. Harry odbiera go, ponieważ ma tu zestaw głośnomówiący.
- Wchodzisz dzisiaj? - słyszę męski głos.
- A jakie macie stawki? - pyta.
Stawki? Chodzi o pieniądze? Mrużę oczy, dalej wpatrując się w szybę chociaż uważnie słucham.
- Nie będziesz narzekał.
- Nie wiem Liam. Zależy jak się wyrobię. Muszę jeszcze do swojego pojechać - mówi znudzony tonem.
- Liczę na ciebie stary. - połączenie zakończone.
To była dziwna rozmowa. Z powodu nudy zaczynam o tym myśleć.
- I co? Wchodzisz? - pytam sama nie wiem o co.
- Nie. Mam papierkową robotę. Rozumiem, że chcesz wiedzieć co robię? - Odwraca lekko głowę w moją stronę.
- Możesz się podzielić.
- Przecież ciebie to nie obchodzi - Udaje mój rozkapryszony głos.
- To nie - Zakładam ręce na piersi, chociaż ciekawość aż mnie zżera.
Dalej jedziemy w ciszy. Parkuje na podjeździe i wysiada. Jest prawdziwa ulewa. Ściąga skórzaną kurtkę, osłaniając mnie gdy ja też opuszczam samochód .
Szybko przenosimy się pod dach domu. Dom. Czuję się trochę pewniej. Stoimy przed drzwiami pod daszkiem. To ja trzymam kurtkę. On zdążył przemoknąć . Krople deszczu spływają z jego włosów, a ubranie przyklejone jest do ciała bruneta. Chce coś powiedzieć, ale rezygnuje. Odwraca się i znika za bramą.
- Kurtka! - krzyczę za nim.
Słyszę tylko warkot silnika. To znaczy, że odjechał. Wchodzę do domu. Mam nadzieje spotkać tatę. I jest. Czyta coś w salonie. Sam. Bez Emilii. Tak jest dobrze. Gdy nie ma tej fałszywej żmii blisko.
- Cześć.
- Cześć kochanie. Jak tam wycieczka? - nie podnosi na mnie wzroku nie doczytując do końca strony. Później uśmiecha się w moją stronę. - Trochę zmokłaś.
- Tak. Złapał nas deszcz.
- To dobrze. Chodź tu - pokazuje na miejsce obok siebie.
Uśmiecham się lekko i siadam obok niego.
- Widzisz maleńka ja wiem kim jest Harry. Nie mogę tego ukrywać - obejmuje mnie ramieniem. - Ale wiem, że jesteś z nim bezpieczna.
- Wiesz.. To wszystko?
- Wiem czym się zajmuje i jaki jest. Tylko tyle. A co mam jeszcze wiedzieć? - patrzy na mnie zdziwiony.
- Nie wiem. Dlaczego mi to mówisz
- Po prostu - szepcze.
- Potrafi być.. Straszny.
Kiwa głową i mocniej mnie przytula. Wiem, że on nigdy by nie pozwolił aby ktoś mnie skrzywdził.
- Kocham Cię tato.
- Też cię kocham skarbie.
~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~
Hej, hej, hej :)
POLACY W FINALE AWWW
Przez mój dobry humor -kolejny rozdział.
chociaż było zdecydowanie mniej komentarzy.
Szkoda
I PROSZE NIE MYLCIE MNIE Z M HORANSON.
PISZEMY RAZEM TRZY BLOGI, ALE JA NIE PISZĘ INSOMNI

22 komentarze:

  1. Świetny rozdział jak zawsze zresztą :) czekam na następny ;)
    @I_love_1D59

    OdpowiedzUsuń
  2. Słodkooo :3 chociaż faktycznie troszke strasznie :D ale rozdział jest cudowny! *-*
    Dziękuje ci strasznie za informacje i czekam na ciąg dalszy! :) xx @klaudia_0304

    OdpowiedzUsuń
  3. Najlepszy blog ever kocham

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na następny djxjjdndjd

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy bedzie coś zboczonego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślę, że na to za wcześnie. Nie uważąsz? :) Ale jak chcesz coś zboczonego to przeczytaj Wyznania Uległej. Za sceną. Crossa. Greya.

      Usuń
  6. EXTRA *.*
    zaczełam czytać od dziś i strasznie mi się podoba!
    jak na razie wkurwia mnie Harry haha xd
    @znaleziona69

    OdpowiedzUsuń
  7. super rozdzial!!:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny! I Polacy już mistrzami

    OdpowiedzUsuń
  9. MISTRZOSTWO JOŁ *.*
    świetny cudowny! @znaleziona69

    OdpowiedzUsuń
  10. Zostałaś/eś nominowana do Liebster Awards. Więcej informacji znajdziesz tutaj: my-illusion-impossible-you-and-i-1d. blogspot. Gratulacje! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. To słodkie jaki jest dla niej ojciec.
    Wspanialy rozdział

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeeej to jest dokładnie ten Harry, którego lubię, jeśli chodzi o fanfictions. Naprawdę idealnie trafiłaś! Dopiero zaczęłam czytać, a już jestem na 11 rozdziale i lecę dalej. To jest takie sdfghjkl!!! | foolinlove-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Kelnereczka xd Och złamał jej serce - to było najlepsze.
    K. :)

    OdpowiedzUsuń