wtorek, 9 września 2014

Rozdział 7

Podpisuję swoją kartkę i wstaję ostrożnie z niewygodnego krzesła. Przechodzę przez korytarzyk między ławkami, a później kładę swoją pracę na biurku nauczyciela - pana Williamsa. Darzyłam go sympatią, ale dzisiaj popsuł mi dzień. Rozpoczął zajęcia od kartkówki z matematyki, na którą w ogóle nie byłam przygotowana. W weekend miałam znacznie ważniejsze sprawy niż powtórzenie materiału. Wyjątkowo to zbagatelizowałam. Zastanawiałam się, co wspólnego może mieć Harry z napadem w kuchni. To niemożliwe, aby to był on. Nie miałby powodu mnie nachodzić i...nie mam argumentów. Przecież sama stwierdziłam, że jego zachowanie było dziwne i nie wyjaśnione. Jego ostatnia wizyta była dla mnie krępująca. Czułam się jakby wiedział coś, co i ja powinnam wiedzieć. W pewien sposób osaczał mnie swoją obecnością. Nie wiem dlaczego, ale może być podejrzany. Gdybym powiedziała to tacie, wyśmiałby mnie albo jeszcze gorzej. Co mogę zrobić? Czekać, aż zagadka sama się rozwiążę. A może dostanę zawału przy kolejnej niespodziewanej wizycie? To nie jest normalne. Nie rozumiem czemu to właśnie ja mam mieć prześladowcę. Chociaż mnie nie skrzywdził, nie może być bezpieczny.
 To mógłby być każdy, ale ten głos zapamiętałam na zawsze i wiem, że gdy usłyszę zachrypnięty szept, będę wiedzieć do kogo on należy.
Posyłam mężczyźnie za biurkiem krzywy uśmiech i wracam na swoje miejsce. Mam nadzieję, że coś tam pamiętałam. Nie chcę zawalić. Warto zbierać dobre oceny, potem ciężko to nadrabiać. Będzie więcej materiału, czyli więcej nauki.
 Tata upierał się, abym została jeszcze w domu, ale nie chciałam się ukrywać. Riley mnie odwiózł, a tutaj nic mi nie groziło. No, prócz oczywiście nachalnych kolegów. Ale to szczegół. Da się wytłumaczyć im, że nie ma kogo tracić czasu. Nie szukam chłopaka. Zresztą dla nich to tylko zabawa. Upokorzyć Tonnie.
Poprawiam się na krześle i lekko odwracam głowę, aby spojrzeć na Ashtona siedzącego w drugim rzędzie z tyłu. Próbuje rozwiązać zadania podane przez nauczyciela, ale mu się to nie udaje i zdenerwowany przygryza wargę. Wygląda nieco lepiej niż w sobotę. Limo stało się bladsze. Dalej czuję się winna całego zajścia. Jednakże wyrzuty stały się nieco mniejsze. Dobrze, że jest z nim lepiej. Nasze spojrzenia krzyżują się. Posyłam mu uśmiech, przygryzając długopis. Ashton również delikatnie się do mnie uśmiecha, ale zaraz potem szybko wraca do pisania kartkówki. Wracam wzrokiem na swoją ławkę i czekam tak do dzwonka. Koniecznie musimy porozmawiać. Ja i Ashton. Jest dużo rzeczy do wyjaśnienia. Nie mogę czekać. Znów brak odpowiedzi będą mnie męczyć.

~*~

Zatrzymuję Ashtona na przerwie po ostatniej lekcji. Łapię ramię chłopaka i ciągnę
w kierunku swojej szafki. Jest zdziwiony i zmieszany. Jestem pewna, że w ogóle nie chce ze mną rozmawiać, lecz ja muszę znać powód tego całego pobicia. To nie był przypadek. O coś musiało chodzić, a on to przede mną ukrywa. Rozumie, że nie chce mnie martwić, ale to nie jest wyjście.
Stajemy nieco dalej niż inni uczniowie. Nikt nie musi przysłuchiwać się naszej rozmowie. To szkoła, ale potrzeba mi trochę prywatności. Inaczej tego nie rozwiążę. Nie będzie chciał ze mną porozmawiać przez telefon. Po prostu nie odbierze.
– Czemu mnie unikasz?  pytam, chowając książki do szafki.  Cały dzień, gdy tylko szłam w twoją stronę, uciekałeś. To było dziecinne, Ash. Nie mamy pięciu lat. Przepraszam jeśli coś zrobiłam. Nie randkuję, ani nie spotykam się z nikim, więc mogę...  przerywa mój słowotok.
– Nie chodzi o ciebie. Po prostu mam trzymać się z daleka od ciebie i dla swojego zdrowia to robię, dobrze? Bardzo cię lubię, ale spróbuj mnie zrozumieć  prosi.
– Ale właśnie nie rozumiem. Powiedz mi  domagam się wyjaśnień.
Patrzę na chłopaka, stojącego przede mną i nie umiem uwierzyć w jego słowa. Jak ktoś może mu zabraniać spotykania się ze mną i dlaczego?
– Przestań. Po prostu nie chcę, żeby coś mi się stało. No i tobie też. Odpuść – wzdycha.
–  I dlatego masz mnie w nosie? Zastanów się jeszcze… – staję na palcach i całuję go w policzek. - Wydaje mi się, że mogłeś wymyślić lepszą wymówkę...  mówię po chwili.
Ashton patrzy na mnie zaskoczony.
– Boże, dziewczyno ma mnie zabić, abyś uwierzyła? Muszę iść. Cześć  omija mnie i wychodzi ze szkoły.
Zabić? Kto, przepraszam, miałby go zabić i to z mojego powodu? Wciąż nie wiem kto go pobił. Myślę, że o nim mówił. Wcześniej zwierzał się, że to jego kolega. Nic nie ma sensu. Nic nie potrafię ułożyć w logiczną całość, chociaż porozrzucane elementy mam pod nosem. Reżyser mojego życia zaczął pisać kryminał.
Potrzebuję świeżego powietrza, bo za chwilę moja głowa eksploduje. Zabieram plecak i opuszczam budynek. Chłodny wiatr muska moją twarz i ramiona, przez co przechodzą mnie dreszcze. Nie zdążyłam ubrać bluzy. Od razu szukam wzrokiem Rileya. Zerkam też nerwowo na mercedesa, który ponownie zajmuje swoje stałe miejsce. Cudownie. Pytam jeszcze raz: co się dzieje?
Szybkim krokiem idę do auta, w którym czeka mój kierowca. Jestem tak wściekła, że nie umiem tego opisać. Jeśli ktoś znajdzie odpowiedź na moje pytania, dam mu gwiazdkę
z nieba. Z samochodu wysiada mężczyzna i nie jest nim Riley. Zszokowana patrzę na Harry, który podchodzi do mnie, aby otworzyć drzwiczki.
– Dzień dobry, Tonnie. Riley ma wizytę u lekarza. Przyjechałem po ciebie. Wsiadaj, piękna – mówi, uśmiechając się szelmowsko.
Piękna? Chwila. Przystopujmy.
Mrugam i nagle złość wyparowuje. Chciałam komuś wykrzyczeć w twarz wszystko to co nie daje mi spać po nocach, ale teraz mam w głowie pustkę.
– Tak? – pytam bez tchu. – Dobrze... dziękuję  jak otumaniona zajmuję miejsce
w aucie.
Mężczyzna zajmuje miejsce kierowcy i rusza. Nazwał mnie Tonnie. Nikt tak do mnie nie mówił. Ciepło rozlewa się po moim ciele. A przecież się go boję... Może się mylę i wcale nie jest zły? Bo czemu ma być? Okej, mam parę argumentów. Lepiej będzie jeśli przestanę o tym myśleć. Harry był uprzejmy, to prawda, ale też… dziwny. Jest w nim coś co wzbudza dreszcze, ale chyba nie powinnam tak się nastawiać. 
 Zapinam pas, przyglądając się jego profilowi. Jest skupiony na drodze, a ja mogę podziwiać jego przystojną twarz.
– O czym myślisz? – pyta patrząc na mnie w lusterku.
– O tym czy masz żonę – wypalam. Jeśli to możliwe to moje policzki pokrywa kolor szkarłatny.
Harry zaczyna się śmiać, a jego głos rozchodzi się po aucie.
– Nie mam żony, Tonnie – mruga do mnie i wyprzedza czarne volvo.
O matko, zbłaźniłam się. Jak zwykle nie umiem trzymać języka za zębami kiedy trzeba.
– Dlaczego? – ciekawość wygrywa.
– Widocznie nie trafiłem na odpowiednią kobietę. Nie miałem takiej, z którą wiązałbym swoje życie, przyszłość. Której ofiarowałbym miłość. Myślę, że jeszcze mam trochę czasu – mówi po krótkim namyślnie. – A czemu pytasz?
– Obstawiałabym, że kogoś masz  – wzruszam ramionami.
Mruży zielone oczy i uśmiecha się, co widzę w lusterku.
 – No cóż. Teraz wiesz. Nie mam. Jestem singlem – zapewnia mnie Harry.
Kiwam głową i wracam wzrokiem na jezdnię.
Pocieram dłonią uda i czekam, aż dojedziemy do domu. Jest chłodno, ale co mogę poradzić na to, że do szkoły trzeba przychodzić w mundurku. Składa on się ze spódniczki, białej koszuli bez rękawów i bordowego sweterka. Pozwalają nam przychodzić w spodniach, ale lepiej, aby dziewczyny przestrzegały typowego ubrania. Szkoła jest stara, więc ma zasady. Jednakże nauczyciele nie ganiają za nami i nie wlepiają uwag czy ostrzeżeń.
Harry parkuje w garażu i przepuszcza mnie w drzwiach do domu. Wchodzę czując jego wzrok na sobie. Mam ochotę odwrócić się i zapytać czego chce, ale brakuje mi odwagi.
Po prostu idę do kuchni, gdzie czeka ciepły obiad, a Harry znika w biurze mojego ojca.
Siadam do stołu. Naprawdę jestem głodna. Tessa przygotowała placki po węgiersku. Oryginalnie. Korzysta z przepisów na danie nie tylko angielskie, czym urozmaica naszą kuchnię.
            Po posiłku idę na górę, nie mając ochoty na żadne rozmowy. Sprawa z Ashtonem dalej jest niewyjaśniona. Świetnie. Tak naprawdę nic dzisiaj nie załatwiłam, chociaż planowałam.
Odkładam plecak na podłogę obok biurka i siadam na krześle. Zawsze najpierw zabieram się za lekcje i naukę, aby potem mieć wieczór dla siebie. Zdecydowanie wolę go spędzać z lekturą, a nie stosem podręczników rozrzuconych na łóżku.
Teraz całkowicie skupiam uwagę na matematyce. Świat liczb pochłania mnie na dobre dwie godziny. Zamykam właśnie zeszyt, gdy słyszę pukanie do drzwi.
– Proszę – schylam się i chowam zeszyty do torby.
– Zostałem oddelegowany, aby przynieść panience deser – mówi osoba o zachrypniętym głosie, stojąca w progu pokoju.
Prostuję się szybko i odwracam w kierunku mężczyzny. Nerwowo przełykam ślinę. Czy on musi pojawiać się nawet w mojej sypialni?
– Wystarczyłoby mnie zawołać. Zeszłabym – mruczę niewyraźnie, ale chyba to słyszy.
Styles wzrusza ramionami i podchodzi do biurka, niosąc pucharek
z czekoladowymi lodami.
– Dziękuję – mówię wyciągając rękę po naczynie.
Podaje mi deser i opiera się o mebel, oblizując dolną wargę językiem.
– Dużo nauki? – pyta, biorąc do rąk podręcznik od biologii, który leży tutaj od paru dni.
– Nie jest lekko.
– Przeszedłem przez to. Współczuję – kartkuje strony, a potem odkłada książkę.  –  No dobrze. Nie przeszkadzam ci, mała. Pójdę już, do zobaczenia - brunet pochyla się i sięga po moją dłoń, którą całuje.
– Pa – uśmiecham się delikatnie.
Puszcza mi oczko i odpycha się od biurka. Opuszcza pokój, zamykając za sobą drzwi. Wzdycham cicho. Naprawdę nie ma co się przejmować. Harry nie jest groźny. Biorę łyżeczkę i zaczynam jeść. Najwyżej spalę to na WFie, próbując przy tym nie stracić życia.

~*~

Kładę się do łóżka i gaszę lampkę na szafce. Poprawiam miękką poduszkę, w którą wtulam policzek. Myślę, że zaraz odpłynę, zmęczona całym dniem. Właśnie, jedyne o czym myślę to głęboki sen.
Praktycznie już zasypiam, gdy czuję silne ramię obejmujące moją talię. Otwieram szeroko oczy przestając oddychać.  To zdecydowanie nie są perfumy mojego ojca. Zresztą tata nie przyszedłby w noc, aby mnie przytulić. Kurczowo zaciskam palce na pościeli. Boję się odwrócić. Osoba za mną mi na to nie pozwala. Nie mogę wykonać żadnego ruchu. Chcę krzyknąć, ale tak jak ostatnio, głos grzęźnie mi w gardle. Nie dość że jestem unieruchomiona to teraz jeszcze wie że nie śpię. Może zrobić wszystko. Może mnie zgwałcić, zabić, nastraszyć. W tym momencie żałuję, że nie powiedziałam tacie.
– Śpij, maleńka Jesteś bezpieczna – ciepłe powietrze z ust mężczyzny za mną, owiewa moją szyję.
Zamykam mocno powieki i czuję jak zaczynam się dusić. Atak paniki. Znów. W głowie gonitwa myśli. Kto to jest?
–  Czego chcesz? - pytam szeptem. –   Kim jesteś?  – zadaję kolejne pytanie.
Czekam na odpowiedź. Dlaczego znowu tu przyszedł? Z bezsilności zaczynam płakać.
 Zimne palce dotykają mojego brzucha pod koszulką. Przechodzi mnie dreszcz. Zaciskam mocno oczy. Łapię urywany oddech. Czuję się bezsilna.
Zaczynam się ruszać. Próbuję chociaż go kopnąć. Łokciem trafiam w jego żebra. Słyszę jak syczy przez zęby. Szarpię się z nim. Nie pozwolę mu… Właśnie? Na co? To nie jest ważne! Nie mam jak się bronić.
–  Bardzo chcesz wiedzieć? – warczy i przesuwa dłoń na moje biodro, skutecznie mnie uruchamiając. – Uspokój się, bo żadna z osób na dole nie może ci pomóc. Z prostej przyczyny. Ten dom jest zbyt duży, a twój pokój za bardzo oddalony, aby przez sen dotarł do nich twój stłumiony krzyk. Chcesz próbować dalej?
Kręcę głową, chcąc się bardziej skulić. Mam wrażenie, że jeśli nie krzyknę, on mi nic nie zrobi. Będzie groził i wyjdzie. A kiedy wyjdzie powiem tacie. Obiecuję, zrobię to.
–  Powiedz mi – piszczę, chaotycznie łapiąc oddech. Mój żołądek zwija się w supeł.
Próbuję się odwrócić. Pozwala mi na to, a potem gwałtownie jego usta napierają na mnie tak, że nie jestem w stanie powiedzieć kto mnie całuje. Ale wargi oprawcy są miękkie i czule składając pocałunki na moich.

Kładę ręce na jego klatkę i próbuję odepchnąć. Nie daję rady. Jest zbyt silny. Dociska mnie do materaca. Z ust wymyka mi się pisk, który i tak zostaje zagłuszony. Przestaję walczyć. Leżę nieruchomo. Dłonie trzyma na moich biodrach. Mam zamknięte oczy, nie mając odwagi po prostu ich otworzyć. Może to lepiej…

25 komentarzy:

  1. O jejku! Ale świetny rozdział, nie mogę się doczekać następnego. Życzę Ci weny oraz powodzenia w dalszym pisaniu :) Chyba codzienie wchodzę tutaj szukając nowego rozdziału :p

    PS: Bardzo podoba mi się, że w tym ff zostawiasz swoje notki pod rozdziałami :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale ekstraśny ! Boże dziewczyno serio masz 36 rozdziałów ?! Rany, nieźle :)) jestem ciekawa kto jest facetem w czarnej masce xdd to jest jedno z lepszych ff jakich czytam a uwierz czytam ich duużooo! c: czekam na następny ! xox

    jak masz wolna chwile to zapraszam do mnie:
    http://forgiveniallhoran.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. kocham twojego bloga!!! nie moge sie doczekac nastepnego... pośpiesz sie nie kaz mi długo czekac !!! please !!!! kocham i pozdrawiam ... powodzenia z kolejnym i eny ci zycze <3 <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział! Jejku, robi się już coraz ciekawiej i ciekawiej ♥♥ Czekam z niecierpliwością na next! :D ily ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Megaa <3 Czekam na kolejny rozdział *o*

    OdpowiedzUsuń
  6. o jezuuuuuuu jaki super orzdzial!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow, super! ♥ Next :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Super! Ciekawy rozdział :) Ciekawe kto tak delikatnie i czule całuje ;)
    Niki

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojej! Kocham to opowiadanie! Czekam na next! Piszesz coraz ciekawiej, super. Weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejku genialne :**

    OdpowiedzUsuń
  11. Jakie emocje. Nadal jestem pewna, ze to Harry:) Nie może jej pocalowac tak normalnie wiec przychodzi po cichu i smakuje jej ust:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jezus jaki on dziwny, ale....... to fajne! :D

    believeit-justinbieber.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Boziu jakie urocze :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Wspaniały rozdział ♥!

    OdpowiedzUsuń
  15. zajebisty <3333 to na 1000 % Hazz :DD

    OdpowiedzUsuń
  16. AWW... słodko o matko Hazz <333

    OdpowiedzUsuń
  17. Aww Jaki Słodki ;*

    OdpowiedzUsuń